13 lip 2013

Reportaż ze snu. Kot utknięty w pończosze

Jestem kotem. Właściwie nie wiem jakie mam futerko, albo czy moje łapki są krótkie czy długie. Całą moją uwagę pochłania ta wielka, wydziergana z grubej wełny, pończocha. Widzę dokładnie jej wnętrze, przypominające seledynowy tunel z różową koronką przy wejściu (skąd pewność, że koty nie widzą kolorów?).

Trzyma ją przede mną człowiek i potrząsa nią, a jej wnętrze jawi mi się jako przygoda, prawie kolejka górska w wesołym miasteczku. Nie myśląc wiele, wskakuję do niej i kiedy docieram do końca, chcę wrócić. Człowiek jednak był szybszy - podniósł wejście pończochy. "Czy on naprawdę myśli, że to mnie powstrzyma?", myślę butnie swoim kocim móżdżkiem. " Przecież wystarczy, że skoczę, chwycę pazurami krawędź materiału i odbiję się lekko!".

Niestety, i tym razem człowiek był szybszy od kota. Zanim zdążyłam odbić się od materiału, który chwyciłam pazurami, człowiek puścił pończochę. Bezczelnie puścił, ja upadłam, a on teraz się śmieje. "Co w tym takiego zabawnego?!", myślę oburzona. I w tym momencie zamieniam się z człowiekiem na dusze.

Widzą na podłodze kota, który utknął w seledynowej pończosze. Zza różowej koronki wystają dwie łapki i kocia głowa. Spoglądam na jego oburzony, rozwarty w niemym miauknięciu pyszczek i zdezorientowane oczy jak pięciozłotówki. Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem.

Leżę na łóżku, obudzona własnym chichotem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz