Na spółkę Doktor i Wind.
Spisane w marcu, gdzieś pomiędzy podróżą a podróżą.
pastele w kolorze lasu
na skraju pustego błękitu
przysiadła i westchnęła cicho
las otuliła całunem Sarkazmu
ten odpowiedział chichotem
liści
musnęła w odwecie powieki jagód jego
zadrżał
w uśmiechu szyszki wyszczerzył niewinnie
chciała wstać, ale ciało odmówiło
zielonymi mackami bluszczu zniewolone
stopiła się z nimi,
wiedząc, że smakują solą
co z łez Ojca Czasu na Zasłonie pozostała cicha
nie liczyła już chwil,
te pozostały nieruchome
pomiędzy wspomnieniami
i lekkim podmuchem wspomnień zapomnianych
zaczęła trwać zamiast bywać
echem stając się w wieczności
a las
zaszumiał szyderstwem i leszczyną zaszeleścił
pozostało jej milczenie
i czułe objęcia Alabastrowej Pani
wreszcie otworzyła oczy
PS Tytuł od kolorów długopisów. Serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz