Z westchnieniem opadłam na kolorowy mech. Mój żołądek zrezygnował z ćwiczenia na mnie swoich stalowych obręczy. Pogładziłam korzeń drzewa rosnącego ponad moją głową. Korzeń okazał się dziwnie gładki. Odwróciłam się.
Gładziłam palce, a w zasadzie kości, które z nich pozostały. Kościotrup musiał należeć do panienki z dobrego domu - ta błękitna sukienka z białym fartuszkiem i blond loki nie przynosiły na myśl nic innego.
- Pewnie miewałaś lepsze dni - odezwałam się cicho - ale widzę, że i tak się uśmiechasz.
Ścisnęłam mocniej jej kościaną dłoń i westchnęłam znowu. Usłyszałam szelest w krzakach nieopodal. Wstałam leniwie i podeszłam do wilczych jagód odsłaniając puchatą zawartość liści. Królik. W kamizelce i z dewizką. Spojrzał na mnie zaskoczony. Bez słowa sięgnęłam po jego złotą cebulę, otworzyłam ją i wbiłam lewą pięść w cyferblat.
- Dawno nie czułam się tak lekko - szepnęłam przymykając oczy - chcę, by ta chwila trwała wiecznie.
Królik sapnął:
- To już drugi zegarek w tym miesiącu - machnął w stronę kościotrupa znacząco.
Uśmiechnęłam się ciepło, a on podał mi chustkę z wyszytymi inicjałami, którą obwinęłam lekko zakrwawioną lewą dłoń.
- Dobranoc - mruknął Królik.
Pokiwałam głową, nie tracąc uśmiechu godnego Wielkiego Kota. Ruszyłam w stronę drzewa, które nazywałam w myślach "moim" i opadłam w mech.
Chyba zasnęłam.
Śpisz też?
♫ Hania Lee - Alice is dead
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz