10 cze 2013

Zaginiona saga o Gregerze Odważnym

W niewielkim szewdzkim mieście Arvika, w jednym z okien domów na skrzyżowaniu ulic Nygatan i Nordgatan, zapaliło się właśnie światło. Jego właściciel, Greger, Szwed dość nietypowy, bo ciemnooki i ciemnowłosy, szykował się do kąpieli. Wykończony po pracy, chyba najbardziej dlatego, że jej nienawidził, rozbierał się leniwie w łazience. Z lubością zanurzył się w zapełnionej wcześniej wannie.

Nagle przypomniał sobie, że zostawił nowe mydło w przedpokoju. Miotając przekleństwa, wynurzył się z bąbelkowej kąpieli, owinął biodra ręcznikiem i ruszył do przedpokoju. Wrócił z mydłem, i gdy je odstawiał na półkę, kątem oka zauważył ruch przy wannie. Najwyraźniej coś wielkości kota paradowało sobie po łazience. Nie myśląc wiele, chwycił to, co jeszcze najbardziej przypominało broń, czyli szczotkę klozetową, i obrócił się powoli w stronę wanny.

Po tafli wody przechadzał się sześcionożny konik. Greger przetarł oczy wolną ręką. Konik nie zniknął jednak, a zatrzymał się na środku wanny i przemówił:
- Czy naprawdę myślisz, śmiertelniku, że TO pomoże ci w walce z boską mocą, jaką władam? - rzucił pobłażliwe spojrzenie na wycelowaną w siebie szczotkę klozetową.
Greger zamrugał. To musi być sen, pomyślał. Tak, sen. Opuścił szczotkę i przyjrzał się lepiej przybyszowi. Gdzieś już widział sześciokopytnego konia o ognistym spojrzeniu.
- Ty musisz być Sleipnir, syn Lokiego - rzucił krótko, przypominając sobie ilustrację z "Mitów nordyckich dla dzieci i młodzieży". - Myślałem, że jesteś większy - dodał po chwili, mrużąc oczy.
Konik aż prychnął z oburzenia.
- Mogę dowolnie zmieniać swe rozmiary - odparł dumnie. - Poza tym, tak szczerze, większy bym się nie zmieścił w tej wannie.
Trudno było temu zaprzeczyć, więc Greger kiwnął tylko nieznacznie głową.

- Posłuchaj mnie uważnie, bo taka propozycja nie trafi ci się drugi raz w całym twym nędznym życiu - powiedział konik łypiąc groźnie na Gregera. - Oferuję ci nieśmiertelność, boskie uczty i bogactwa - gdy to mówił, Greger miał wizję wielkiego stołu z pieczonym dzikiem pośrodku, zza którego machał do niego przyjacielsko Odyn. - Nie dam tego jednak za darmo - zakończył twardo Sleipnir.
Greger, urzeczony wizją władzy i nieśmiertelności, jakby odruchowo zapytał:
- A czego chcesz w zamian?
Konikowi pożądliwie błysnęły ślepia i odrzekł:
- Twojej srebrnej maszyny.

Gregerowi aż zabrakło tchu. Miał oddać swój piękny motocykl, synonim wolności, jedyną rzecz, dla której warto było wieść ten marny żywot, za... zaraz, tak... nieśmiertelność i bogactwa...
- M-muszę się zastanowić - wydukał Greger.
Sleipnirowi zwęziły się ślepia.
- Masz czas do jutrzejszego wieczoru - syknął. I znikł.
Greger, upewniwszy się, że boski konik nie wpadł za wannę, wypuścił z niej wodę. Odeszła mu ochota na kąpiel.

Kolejny dzień w pracy oddalił późnowieczorne wizje i całe to zamieszanie wydawało się być jedynie dziwnym snem. Pomimo to, Greger nie wskoczył wieczorem do wanny, jak zwykł to robić. Napuścił tylko wody i usadowił się na zamkniętym klozecie. Głowa już powoli opadała mu na pierś, gdy zobaczył jak nad kąpielą faluje powietrze - jakby ta nagle zaczęła parować - i pojawił się Sleipnir.
- Zgadzam się - wyrzucił z siebie zaspany Greger zamiast powitania.
Sleipnir zarżał cicho, a Gregera na chwilę zamroczyło.
W moment później zobaczył przed sobą najcudowniejszy ogród, jaki kiedykolwiek dane mu było oglądać.
- Idziemy do Iduny po jabłko dla ciebie - szepnął do niego Sleipnir, teraz już rozmiarów małego słonia.

Iduna, powtórzył w myślach Greger. Jabłka dające nieśmiertelność! Sleipnir nie kłamał... Ruszył dziarsko za swym sześciokopytnym przewodnikiem. Pośrodku ogrodu upstrzonego wszystkimi rodzajami kwiatów, jakie istnieją, i jakie zapewne zostały stworzone na potrzeby tego miejsca, rosła niepozorna jabłoń. Oparta o jej pień drzemała długowłosa i bladolica dziewczyna.
- Iduno - odchrząknął Sleipnir.
Dziewczę poruszyło się delikatnie i otwarło oczy.
- Ach, to ty! - zawołała śpiewnym głosem. - A ty musisz być tym szczęśliwym wybrańcem - zachichotała, a Greger poczuł, że palą go policzki.
- No dobrze - dodała Iduna, wstając i sięgając po jedno z jabłek. - Na zdrowie! - powiedziała pogodnie i wyciągnęła rękę z jabłkiem do Gregera. Ten jednak wpatrzony był w miejsce ponad jej ramieniem, w którym zobaczył srebrny błysk.

Zmrużył oczy. O jabłonkę stał oparty jego ukochany Suzuki Sv1000. Nagle rozjaśnił mu się umysł, poprzednio jakby zapchany oparami paskudnej magii. Dlaczego tak szybko zgodził się na wymianę? Jaką ma pewność, że to jabłko nie zostało zatrute? I, w ogóle, po co sześcionożnemu koniowi jego motocykl?
- Gregerze - zaszczebiotała Iduna, a ten posłusznie spojrzał jej w oczy. - Chyba po coś tu przyszedłeś - dodała uśmiechając się słodko i wyciągając do niego ponownie dłoń z jabłkiem.
Greger spojrzał na owoc i czuł, że nie ma takiej siły, która odwiodłaby go od skosztowania go. Kiedy przełknąl pierwszy kęs, rzucił się na resztę jabłka, aż nie został z niego sam ogonek. Chwilę jeszcze oblizywał słodki sok z palców, aż nie poczuł, że dzieje się coś dziwnego.

Jego tułów wydłużył się, podobnie jak ręce. Żeby utrzymać równowagę musiał stanąć na czterech kończynach. Czaszka się spłaszczyła, a nos nienaturalnie urósł, zlewając się z ustami. Poczuł, jak z boków coś mu wyrasta.
Greger zarżał cicho.
Zarżał?
Z przerażeniem spojrzał na Idunę, która, dusząc się ze śmiechu, wskazała mu niewielkie oczko wodne nieopodal. Greger pogalopował ku niemu, przeczuwając, co właśnie się wydarzyło. Zmusił się do spojrzenia w wodę. Z odbicia wyzierał koński pysk.

Gdyby Greger mógł, zapewne by pobladł. Nieśmiertelność czy boskie uczty może i go czekają, ale to...
- Piękna z ciebie klaczka - zarżał mu cicho do ucha Sleipnir.

Powyższa opowieść spisana na podstawie zamówienia Grzegorza Sroki (III miejsce). Zobacz wyniki windurowego konkursu na zamówienie na opowiadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz