16 cze 2013

Wróbli krąg i marzenie Samanty

Odsłuchaj ten tekst

Światło nieśmiało przebijało się przez dziurawe płótno zawieszone w oknie. Przypominało córce ogrodnika o kolejnym dniu pracy. Chociaż jej ojciec odszedł z tego świata wiele już lat temu, Samanta nigdy nie opuściła małego domku o zmurszałych ścianach w ogrodzie wielkiego księcia.

Podśpiewując cicho, ubrała skromną sukienkę i, zanim jeszcze służba zasiadła do śniadania, już zabrała się za pielęgnację roślin. Nie czuła się samotna. Miała swoje kwiaty, a od niedawna także marzenie. Chciała zostać żoną księcia. Nie dla pereł i futer albo władzy, czy nawet dla niego samego, ale dla ogrodu, dzięki któremu trwała w zachwycie nieprzerwanie od dziesięciu lat. Podejrzewała, że jako księżna dalej chciałaby pracować jako ogrodniczka. To wszystko jednak, ten codzienny trud i pot wylany nad żyzną ziemią książęcych tarasów, nabrałoby zupełnie nowego znaczenia. Księżna Samanta, odgarniając włosy z czoła, mogłaby powiedzieć: "To mój ogród".

Od trzech dni nie sypiała dobrze. Nie narzekała jednak. Codziennie, gdy zapadał zmierzch, gościła niezwykłe istoty, które nadawały smak jej codzienności. Gdy tylko Słońce powoli chowało się za widnokręgiem, Samanta pędziła do swojej chatki i siadała na pryczy przy oknie. Za chwilę zza płótna, które odgarniała wtedy niecierpliwym ruchem ręki, słychać było ćwierkanie wróbli. Wystarczyło przyjrzeć im się przez chwilę, żeby zauważyć, że swoim lotem obok samantowego okna formują okrąg. Jeszcze po kilku minutach, wśród ptaszęcych świergotów, dało się rozróżnić ludzkie głosy.

- Samanto, witaj tego pięknego wieczora! - wołał zawsze najgrubszy z wróbli, nerwowo machający skrzydłami. - Czas na dzisiejszą opowieść!

Samanta i wróble. Rys. Emka1002
Tak naprawdę opowieść była jedna, jednak co noc dziewczyna poznawała inne jej szczegóły i dalszy ciąg. Baśń zawsze traktowała o tym samym: o najpiękniejszym ogrodzie w całym świecie, któremu książęce tarasy nie dorastają nawet do pięt. Miał on być wystarczający dla samego Boga, ze wszystkimi swoimi kwiatami, które mają tak intensywne kolory, że mogą od nich rozboleć oczy; z drzewami zieleńszymi od młodych pędów na Ziemi; z trawą tak soczystą, że aż chciałoby się jej spróbować. Nade wszystko jednak, ogród ten miał zapewnić najwyższe szczęście temu, kto w nim zamieszka.

Kiedy wróble kończyły opowieść i odlatywały w ciemność nocy, Samanta śniła o najwspanialszym ogrodzie. Jej marzenie się zmieniło - już nie chciała być żoną księcia.

Pewnej nocy dziewczyna otrzymała zapewnienie, o które prosiła zawsze po pacierzu od wielu dni.
- Czy możecie zabrać mnie do tego ogrodu? - spytała z lękiem stado tajemniczych wróbli.
Ptaszęta, zachwycone tym pomysłem, odrzekły chórem:
- Jutrzejszej nocy!

Samanta nie mogła zasnąć, aż w końcu nad ranem zmrużyła oczy. Ten dzień ciężko było przetrwać. Już nie dostrzegała piękna książęcego ogrodu - porównywała go tylko w myślach ze swoim wyobrażeniem z wróblich opowiadań.

Stado towarzyszy młodej ogrodniczki dotrzymało słowa. Gdy tylko zapadł zmrok, wróble podniosły ją delikatnie, dziobkami chwytając za skraj sukni, i poleciały w noc. Samanta patrzyła z wielkiej wysokości na miasta i wioski, których nigdy nie odwiedziła, bo właściwie całe swoje życie spędziła w książęcych tarasach. W końcu, po kilku godzinach lotu, podczas którego z jakiegoś powodu nie czuła chłodnego wiatru, wróble posadziły ją na szczycie góry. Cały, płaski jak stół, szczyt otoczony był złotym ogrodzeniem z dostojną złotą bramą. Samanta nieśmiało ruszyła w kierunku bramy, a wróble otworzyły ją dla niej. Za nią znajdował się ogród, dokładnie taki, jak opisywały go ptaszęta. Wystarczyło, że przekroczyła jego próg, żeby poczuć przepełniający ją spokój i szczęście.

Zanim jednak zdążyła zrobić więcej niż kilkanaście kroków, wróble, wyraźnie czymś spłoszone, chwyciły ją znów w dzioby i zwróciły chatce ogrodnika.
- Dlaczego to zrobiłyście?! - zawołała bliska płaczu.
Wróbli krąg za jej oknem wirował szybciej niż zwykle.
- Musiałyśmy, musiałyśmy... - zaszumiały skrzydła ptaków. - Jutro znów cię zabierzemy i wtedy będziesz już mogła zostać!

Tym razem Samanta zapadła w błogi sen gdy tylko wróble zniknęły jej z oczu. Następnego dnia nie wychodziła nawet z chatki, bojąc się, że przegapi ich powrót.

***

Kucharka Matylda, chociaż nie wolno było jej wychodzić z pałacu po zmroku, pędziła przez rabatki i niskie żywopłoty z kompresem na rękach. Jej pulchna postura nie pomagała gnać prawie na oślep, chciała jednak jak najszybciej doprowadzić do domku ogrodnika lokalnego znachora, który sapał parę kroków za nią.
- Biedne dziewczę! - krzyknęła w biegu do lekarza. - Już od ponad tygodnia wieczorami gorączkuje, boję się, że to się źle skończy!

Troskliwa kobieta wbiegła do domku Samanty, prawie wyważając drzwi. Dziewczyna trzęsła się w gorączce na swojej pryczy. Na twarzy jednak nie widać było bólu, a tylko błogi uśmiech.
- One mnie dzisiaj zabiorą! Tam, gdzie tak pięknie! - powiedziała nagle słabym głosem Samanta. - I pozwolą mi zostać... -  jej uśmiech zdawał się już sięgać od ucha, do ucha.
- Co ona, co ona mówi? - wysapała Matylda krzątająca się po izbie.
- Majaczy - mruknął doktor.

Znachor podszedł do chorej i obadał ją. Właśnie sprawdzał puls, gdy nagle coś uderzyło o dach chatki. I znowu, i znowu, zupełnie tak, jakby nagle zaczął padać grad. Matylda podniosła zatrwożone spojrzenie, by potem zwrócić je na doktora. Znachor skrzywił się tylko i syknął:
- Niech pani będzie łaskawa sprawdzić, co się tam dzieje. Hałasy nie służą zdrowieniu.

Chcąc, nie chcąc, pulchna kucharka wyszła na zewnątrz. Gdy zobaczyła co się dzieje, aż przetarła oczy ze zdumienia. Stado wróbli atakowało domek ogrodnika. Obijały się o jego dach, a teraz także i ściany, jakby nagle oszalały. Kucharka zbladła, ale nie straciła zimnej krwi. Chwyciła za grabie leżące przy domku i wymachując nimi, odganiała agresywne ptaki.
- A sio, co wy mi tu będziecie biedną Samantę straszyć! Sio! - krzyczała, aż do zachrypnięcia. Po długiej walce, wróble poddały się w końcu i przestały obijać się o chatkę. Nie chciały jednak za żadne skarby usiąść gdzie indziej jak na jej dachu.

Matylda uznała, że jest to jakiś postęp i wróciła do doktora. Ten siedział na pryczy z pochyloną głową. Rękami obejmował bladą dłoń Samanty. Łza spłynęła po jego ogorzałym policzku i zgubiła się w gęstej brodzie.
- Zasnęła - powiedział i przycisnął palec do ust.

Powyższa opowieść spisana na podstawie zamówienia Samanty Mrozek (III miejsce). Zobacz wyniki windurowego konkursu na zamówienie na opowiadanie.

PS Za dobrą radę dziękuję Entropii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz