7 lut 2011

Wpadłam tu przez dziurę w trawie

Z westchnieniem opadłam na kolorowy mech. Mój żołądek zrezygnował z ćwiczenia na mnie swoich stalowych obręczy. Pogładziłam korzeń drzewa rosnącego ponad moją głową. Korzeń okazał się dziwnie gładki. Odwróciłam się.
Gładziłam palce, a w zasadzie kości, które z nich pozostały. Kościotrup musiał należeć do panienki z dobrego domu - ta błękitna sukienka z białym fartuszkiem i blond loki nie przynosiły na myśl nic innego.

- Pewnie miewałaś lepsze dni - odezwałam się cicho - ale widzę, że i tak się uśmiechasz.

Ścisnęłam mocniej jej kościaną dłoń i westchnęłam znowu. Usłyszałam szelest w krzakach nieopodal. Wstałam leniwie i podeszłam do wilczych jagód odsłaniając puchatą zawartość liści. Królik. W kamizelce i z dewizką. Spojrzał na mnie zaskoczony. Bez słowa sięgnęłam po jego złotą cebulę, otworzyłam ją i wbiłam lewą pięść w cyferblat.

- Dawno nie czułam się tak lekko - szepnęłam przymykając oczy - chcę, by ta chwila trwała wiecznie.
Królik sapnął:
- To już drugi zegarek w tym miesiącu - machnął w stronę kościotrupa znacząco.

Uśmiechnęłam się ciepło, a on podał mi chustkę z wyszytymi inicjałami, którą obwinęłam lekko zakrwawioną lewą dłoń.

- Dobranoc - mruknął Królik.

Pokiwałam głową, nie tracąc uśmiechu godnego Wielkiego Kota. Ruszyłam w stronę drzewa, które nazywałam w myślach "moim" i opadłam w mech.

Chyba zasnęłam.

Śpisz też?

♫ Hania Lee - Alice is dead

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz