Jest taka jedna osoba... skrywa inteligencję, by, jak sama mówi, inni jej nie zazdrościli.
Tworzy swoją postać prawie od podstaw, nie zostawiając nic z siebie.
Na potrzeby kogo? Na potrzeby czego?
Maski, które robi, są nietrwałe, z najgorszego gatunku papieru, który wystarczy dotknąć by pozadzierać.
Coraz trudniej zobaczyć ją prawdziwą, ponieważ sterta zużytego papieru po-maskowego urosła do rozmiaru, którego lepiej nie pokazywać miłośnikom drzew.
Ten papier twardnieje, tworzy najprawdziwszy labirynt w jej umyśle. Zastanawia mnie, czy ona sama potrafi go przeniknąć.
Gdyby nawet udało mi się jakoś przedrzeć, czego próbowałam wiele razy, jak mogę, może nie pomóc, ale wesprzeć?
"- Czy możesz mi powiedzieć, którędy mam pójść?
- To zależy w znacznej mierze od tego, gdzie chcesz dojść.
- Właściwie wszystko mi jedno...
- Więc wszystko jedno, którędy pójdziesz.
- ...byleby gdzieś dojść.
- Co do tego nie ma obawy, wystarczy iść odpowiednio długo."
Myślę, że moje próby "pomocy" są jej tak potrzebne jak rybie rower. Właściwie mam jej tylko jedno do powiedzenia (czego, nawiasem mówiąc, i tak nie usłyszy, papier doskonale tłumi dźwięk).
"Nie możesz zostawić śladów stóp na piasku czasu przez siedzenie na tyłku.
A kto chciałby zostawić odcisk swego tyłka na piasku czasu?"
Uważam, że jeśli tego nie zrobi, bo nadal "nie będzie jej się chciało", zostanie w tym labiryncie na zawsze. Sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz