1. oddech
Kot? Kot!
Otwarte okno, zacina deszcz.
Kota nie ma.
2. oddech
Uśmiercone wszystkie zdradliwe sznurki elektryczne.
Słychać potężny grzmot.
Kota nie ma.
3. oddech
Mała iskierka świetlna na patyku,
by nie poobijać się o meble.
Kota nie ma.
4. oddech
Siad turecki na blacie kuchennym.
Płacz chmur, przepychanki błyskawic.
Kota nie ma.
Piorunochronu też.
5. oddech
Porcelanowy anioł stróż.
Zbliża się.
Ogłuszający ryk, oślepiający blask.
To niebo ranione wpół.
Kota nie ma.
Piorunochronu też.
6. oddech
Przegrzana latarka, wypisany długopis.
Czas kończyć.
Kota nadal nie ma.
Piorunochronu też.
Samej podziwiać walkę żywiołów
niebezpiecznie jest.
Zakochać można się.
Zbyt chciwie chłonąć każdy gest.
/dodane/
Okazuje się, że o Kota niepotrzebnie się martwiłam. Suchutki, spokojny i czyściutki wrócił z samego rana.
Może by mnie tak przeprosił? -_-"