17 cze 2006

Samej podziwiać walkę żywiołów

1. oddech

Kot? Kot!
Otwarte okno, zacina deszcz.
Kota nie ma.

2. oddech

Uśmiercone wszystkie zdradliwe sznurki elektryczne.
Słychać potężny grzmot.
Kota nie ma.

3. oddech

Mała iskierka świetlna na patyku,
by nie poobijać się o meble.
Kota nie ma.

4. oddech

Siad turecki na blacie kuchennym.
Płacz chmur, przepychanki błyskawic.
Kota nie ma.
Piorunochronu też.

5. oddech

Porcelanowy anioł stróż.
Zbliża się.
Ogłuszający ryk, oślepiający blask.
To niebo ranione wpół.
Kota nie ma.
Piorunochronu też.

6. oddech

Przegrzana latarka, wypisany długopis.
Czas kończyć.
Kota nadal nie ma.
Piorunochronu też.


Samej podziwiać walkę żywiołów
niebezpiecznie jest.
Zakochać można się.
Zbyt chciwie chłonąć każdy gest.



 /dodane/

Okazuje się, że o Kota niepotrzebnie się martwiłam. Suchutki, spokojny i czyściutki wrócił z samego rana.
Może by mnie tak przeprosił? -_-"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz