Naprawdę tego nie chciałem, pomyślałem ze zgrozą patrząc na resztki dziewczyny leżące obok mnie. Po chwili, kiedy już otrząsnąłem się z szoku, podniosłem wzrok ponad korony jesiennie zabarwionych drzew. Na skale wystającej ponad linią liściastej dżungli ujrzałem srebrnego kruka, który mnie tu przywiódł. Łzy napłynęły mi do oczu... a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ty! - ryknąłem, a mój głos połknęły drzewa, zamieniając krzyk w szept.
Kruk spojrzał na mnie, po czym leniwie podniósł się do lotu. Poszybował w moim kierunku i usiadł kilka metrów ode mnie. Zdziwiony tym, że zareagował na moje niejasne wezwanie, patrzyłem tylko na niego z rozdziawionymi ustami.
- Następny, który chce mnie obwinić za swoje czyny? - rzekł i spojrzał na mnie z prawdziwie ludzkim politowaniem.
- A kto mnie tu przyprowadził? - syknąłem.
- To nie ja byłem głodny - zaskrzeczał srebrny kruk - chociaż chyba wiem dlaczego tak cię to męczy - dodał i zaczął grzebać dziobem pod skrzydłem.
Wyjął spod niego srebrny, nieco zaśniedziały widelec i rzucił w moim kierunku.
- Masz, dokończ co zacząłeś w bardziej ludzkim stylu - powiedział bezbarwnym tonem i uderzył skrzydłami powietrze wzbijając tumany kurzu, które oplotły jego, mnie i resztki dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz