13 cze 2014

Spotkania trzeciego stopnia. Masturbator, krzykacz i skradacz

Raz: Szłam przez park w okolicach dwudziestej. Atmosfera jesienna, latarnie już sączyły żółtawe światło. Do pokonania miałam jedną prostą, jakieś kilka minut marszu i miałam się znaleźć w mieszkaniu kolegi, który urządzał urodziny. Tuż przy ścieżce, przy jednym z krzaków, zauważyłam mężczyznę. Był odwrócony tyłem do mnie, a przodem do krzaka. Pewna, że opróżnia pęcherz, po prostu szłam dalej. Usłyszał mnie chyba, bo kiedy byłam już zupełnie blisko odwrócił się pospiesznie.

Patrząc na mnie nadal opróżniał, tyle, że nie pęcherz z moczu, a jądra z nasienia. A przynajmniej próbował opróżnić. Wyraźnie zastanawiał się co zrobię. Mijając go popatrzyłam na niego z niemym, sarkastycznym: Serio?. Facet przestał trzepać kapucyna i wybełkotał: Przepraszam. Odwróciłam wzrok i kontynuowałam przeprawę przez park. Kolega-solenizant, któremu opowiedziałam tę historię, pękał ze śmiechu.

Dwa: Wracałam z liceum dość wczesnym, słonecznym popołudniem. Wysiadłam na swoim osiedlu z autobusu i ruszyłam brukowaną ulicą do domu. Dwie długości samochodu osobowego przede mną szła para trzymająca się za ręce. Nagle zza krzaków po mojej prawej stronie wyskoczył przysadzisty facet w rozchełstanej koszuli, wrzeszcząc dziko. Ruszył biegiem w moją stronę z bojowym okrzykiem Zajebię cię!!!. Para przede mną odwróciła się i patrzyła z przerażeniem na tę dziwaczną scenę. A ja wrosłam w ziemię. 

Podejrzewam, że szczęka mi opadła, bo zastanawiałam się intensywnie o co może chodzić. Zauważyłam jednak, że dziki wzrok faceta z krzaków nie jest wbity we mnie, a gdzieś w powietrze za mną. Mężczyzna w swoim szaleńczym sprincie minął mnie na tyle blisko, że zafalowały poły mojej bluzy. Popatrzyłam za nim, ten jednak szybko znikł w krzakach po drugiej stronie ulicy, nadal dziko wrzeszcząc. Zamknęłam więc usta i poszłam w swoją stronę.

Trzy: Odkąd pamiętam na moim osiedlu kręci się niski facet o nosie w kształcie kartofla i czerwonej twarzy. Niemal zawsze porusza się jakby własnie opróżnił skrzynkę wódki. W jego ubiorze i długich, tłustych włosach dostrzegłam jednak coś ze starego punkowca. Z jakiegoś powodu, kiedy go mijałam, przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Miałam wrażenie, że drażni go moja obecność. To, oczywiście, mogła być jakaś radosna nadinterpretacja licealistki. Jedno wydarzenie jednak, choć nie wyjaśniło wiele, udowodniło mi, że coś było na rzeczy. 

Szłam wtedy do domu z przystanku autobusowego brukowaną uliczką. Wiedziałam, że wspomniany facet idzie gdzieś tam za mną, bo mijałam go przy przystanku i widziałam jak ruszył. Nie jestem pewna, co właściwie mnie zaalarmowało - nienaturalne ułożenie cieni, przeczucie? W każdym razie odwróciłam głowę i zobaczyłam czerwoną gębę kilkanaście centymetrów od swojej twarzy. Wkurzyłam się. Rzuciłam mu ostre spojrzenie z niemym: Spierdalaj. Zaskoczony kartofel cofnął się i skręcił w boczną uliczkę wydeptaną między płotami. 

Chyba, tak naprawdę, nie miał pomysłu na to, co właściwie chciał zrobić. A do tego zadziałał efekt zaskoczenia - pewnie spodziewał się jakiegoś pisku czy innego łapania się za głowę. Od tego czasu jednak przestał zwracać na mnie uwagę. 

Z jakiegoś powodu ta opowieść bardzo rozbawiła mojego ojca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz