8 lis 2013

Pamiętnik Jowiszjanki

Kiedy zanurzam się w atmosferze Jowisza, przypominam sobie o spiętych mięśniach, Płynąc przez dwusetletnią burzę wspominam dawne pyły z pierścieni mojej planety. Mięśnie w tym czasie uczą się na nowo jak być rozluźnionymi. 

Po obserwacji Ziemian potrzebuję przynajmniej pięćdziesięciu jednostek na oddech i dziewiętnastu księżyców na niebie. Nie wiem jak oni to wytrzymują, ten pośpiech, te nerwy naciągnięte jak struny. Boją się własnego cienia. Na pohybel mi ta fascynacja... Choć z drugiej strony dzięki temu wiem jakie to szczęście być córką Jowisza. 

Jowisz śpiewa, kołysząc mnie do snu. Rankiem budzi cichym nuceniem, by towarzyszyć za dnia dźwiękami przestrzeni. Chociaż otaczają mnie jedynie zwały chmur, a w dali majaczy skaliste jądro, nawet gdy zamykam oczy, czuję, że znajduję się w ogromnej, ale przyjaznej, wielkości. Wtapiam się w nią i przytulam do pomarańczowych smug. Na horyzoncie pojawia się Wielka Czerwona Plama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz