4 kwi 2013

Pogromca olbrzymów biega w trampkach

Komentowany film: "Jack pogromca olbrzymów", reż. Bryan Singer

„Jack pogromca olbrzymów” skojarzył mi się ze swojskim Jasiem ze znanej baśni. Jej bohater proszony przez matkę o sprzedaż krowy, oddał ją za kilka czarodziejskich fasolek. Jak się okazało, nie byłam bardzo daleka od prawdy. Tyle że w filmie zamiast matki był wuj, a i fasola się trafiła, tylko, że bardziej rozrośnięta.

Kapitan królewskiej straży zawinięty w ciasto przez ludożerne olbrzymy

Ale od początku. „Jack...” w reżyserii Bryana Singera to amerykańska wersja wspomnianej wyżej opowieści o Jasiu. Zaczyna się interesująco. Mamy baśń przed baśnią w formie komputerowej animacji: oto mnisi, których skóra zdaje się być zrobiona z drewna, szukają drogi do Boga. Stwarzają magiczne ziarna, z których do nieba wyrasta monstrualna wieża ze splecionych fasolowych pnączy. Niestety, po drodze do tronu Boga, napotykają plemię krwiożerczych olbrzymów żyjących w krainie na kształt Nibylandii. A te, korzystając z wielkiej fasoli, dostają się na Ziemię i sieją spustoszenie. No proszę, oprócz Jasia i fasoli, mamy wieżę Babel i nawet trochę Piotrusia Pana.

Przenosimy się do pokoju dziecka, które wysłuchuje tej historii. Jak miło, to tata czyta swojemu synowi baśń. Zaraz, moment. To chłop pańszczyźniany z czasów arturiańskich, a nie dość, że potrafi czytać, to na dodatek jego dziecko ma osobną izbę i własne zabawki...
Przez cały film próbowałam nie zwracać uwagi na tego typu historyczne wpadki. Niestety, świetnym efektom specjalnym nie udało się przyćmić królewny witającej się „na misia” z kapitanem straży, parobka w skórzanej kurtce z kapturem, zbroi zrobionej ze skóry pomalowanej złotym sprejem czy nadruku w kształcie srebrnych kółek mających imitować kolczugę. Brakowało tylko coli na stole i czipsów, które pogryzaliby lokalni lordowie.

Naprawdę żałuję, że nie udało mi się tego nie zauważyć. Bo sama fabuła, oparta na baśniach i opowieściach z dawnych wieków, nie ustępuje innym bajkowym produkcjom. Ani wspomniane już efekty specjalne nie pozostawiają wiele do życzenia. Przyjemna dla oka była chociażby kraina olbrzymów z kamiennymi rzygaczami przy ujściach rzek, które, niczym na katedrze Notre Dame, odprowadzały wodę pomiędzy chmury.

Myślę, że ktoś, komu królestwo Albionu kojarzy się wyłącznie z grami komputerowymi, będzie się świetnie bawił podczas „Jacka pogromcy olbrzymów”. A dzieci? Nie wiem czy spodoba im się, dla przykładu, widok dwugłowego olbrzyma rozszarpywanego na krwawe strzępy. Ośmioletniej córce znajomego film się jednak podobał. No cóż, dystrybutorzy produkcji nie nałożyli na film żadnych ograniczeń wiekowych...

Publikacja na stronie NaszeMiasto.pl i w Gazecie Wrocławskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz