15 cze 2011

Coś dla zmysłów czyli kłótnia kochanków

Dla Panny Mei, zgodnie z zamówieniem.

W jednej z alej, które zwykłam nazywać głównymi tylko dlatego, że często się nimi przechadzam, stoi kawiarenka na uboczu. Obok wejścia, lato czy zima, obowiązkowo znajduje się stolik z kwiatem w wazonie. Na tym obrazku, i mam tu na myśli również obitą drewnem fasadę kawiarni, zmienny jest jedynie tenże kwiat. Pewnego dnia zabrakło go jednak i było mi wtedy dane oglądać najstraszliwszą walkę jakiej kiedykolwiek byłam świadkiem. Starły się ze sobą żywioły Wenus i Marsa. To, co zaraz opisze ku potomności, jest tym co dzieje się gdy poprzez ludzkich wojowników walczą bogowie.

Najpierw zapadła cisza z rodzaju tych, które pełne są naciągniętych strun. Pierwsza zawrzała Wenus. Chciałoby się rzec Wenus Gromowładna, gdyż to, co działo się z jej oczami nie da się przyrównać do niczego innego. Mars z początku zdawał się nie zwracać uwagi na błyskawice przecinające jego skórę. Przygotowywał się do walki. Wenus rozgrzała się jak nigdy. Najwyraźniej brak odzewu uznała za najwyższą obrazę. Jej kwiecisty aromat zamarł w powietrzu nabierając nagle obrzydliwej lepkości. Kleista, niewidzialna maź zalała stolik i pełznąc po ścianie kawiarni dorwała się wreszcie ramion Marsa. Ten otrząsnął się tylko, ale nie skrzywił nawet - nie skończył jeszcze zbrojenia. Twarz bogini zbruździła się nagle, a usta wydały pisklęcy okrzyk. Czuła się słaba. Mars nadal siedział nieruchomo, jedynie oczy mu przygasły, jakby ich światło opuściło właściciela w poszukiwaniu cieplejszych stron. Wenus bezlitośnie drapała przestrzeń, szukając co mocniejszych słów, by przebić się wreszcie. I chociaż dmuchała i chuchała, nie stało się nic. I chociaż rzeźbiła krwawe pręgi, nie stało się nic. W końcu opadła z sił i samotna kropla potoczyła się gdzieś nieopodal. Przestrzeń orzeźwiła się nieco i Mars wstał. Matowymi oczyma objął Wenus, a ta odtrąciła ramiona. Nie roniąc ani słowa złożył na Ziemię Niczyją pierścień z rubinowym okiem. Powietrze zafalowało, Wenus odzyskała nagle swój kalejdoskop barw, ale Marsa już nie było. Trudno powiedzieć czy odszedł z tarczą czy na tarczy.

Teraz kawiarniany stolik wydaje mi się pusty i cichy, nawet gdy siedzą przy nim ludzie. Niestety nie wiem jak potoczyła się dalej historia Wenus i Marsa. Jedno jest pewne - bogowie lubią biografie pełne zdarzeń, myślę więc, że skoro wybrali ich sobie na wojowników, ci już nigdy nie zaznają nudy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz