11 kwi 2011

Marinka

Dla Nich za Wszystko.

To było wtedy, gdy słońce przebijało się przez liście i serca, a czarnofutry kot pozornie bez celu przechadzał się po spadzistym dachu ponad fosą. Zebrałam do kieszeni kilka zgubionych pajęczych nici. Leniwie przerzucałam pożółkłe karty absurdalnej opowieści w poszukiwaniu sceny, w której bohaterowie toczą bitwę na spojrzenia...

Była sobie roczna dziewczynka z głową obwiniętą kwiecistą chustką, na spacerze w parku. Z wyraźną dezaprobatą, wręcz wyzywająco, obejmowała rodziców wzrokiem. Odpowiadały jej spojrzenia pełne ciepła, z rodzaju tych uspakajających, bo tak się złożyło, że oprócz pełnego dezaprobaty wzroku mała częstowała wszystkich krzykiem, płaczem i tupaniem. Problemem nie do przeskoczenia, jak się okazało, było to, że dziewczynka nie chciała iść ani w prawo, ani w lewo, ani w ogóle nigdzie. W końcu jej mama wstała z kucek i zerwała stokrotkę rosnącą nieopodal. Kiedy mała dostała kwiat, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zapomniała o swoich żalach i zabrała się za kolekcjonowanie stokrotek. Uśmiech rósł jej z każdym nowym okazem zebranym do bukietu. W końcu jedną oddała uradowanej mamie, na co tata, jakby sam miał kilka lat, naburmuszony spytał: „a dla tatusia to co?”. Marinka, bo tak na nią wołali, chwiejąc się na krótkich nóżkach, pobiegła po następną stokrotkę i wręczyła tacie, który w tym momencie mógłby użyczyć twarzy do reklamy loterii z luksusowym jachtem w charakterze głównej nagrody.

Zapomnieć o wszystkim na rzecz stokrotki – to jest właśnie marinkowa umiejętność, którą, ze względu na swój podeszły wiek, powoli zatracam... ale walczę z tym! Przecież stracenie ostatniego „naście” przy liczbie określającej wiek nie może przekreślić wszystkiego, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz