18 lis 2009

Zatracone lustro z gwiazd

Wcale nie ludzka dziewczyna wpatrywała się w niezapisane kartki swojego notesu. Przewracała je, jedną po drugiej, zatapiając myśli w żółtawej bieli papieru.

Odprawiała ten rytuał zawsze, gdy jej nerwy domagały się odpoczynku. Topiła wszystkie uczucia w pustych kartkach rozmyślając jednocześnie co będzie na nich spisane za kilka dział czasu.

Powodem, dla którego dzisiaj przewracała karty notesu było to, że poczuła się starsza. O jeden dzień starsza niż poprzedniego popołudnia. Nie czuła się z tym dobrze, ponieważ starość zawsze kojarzyła się jej z brzydotą. Wyobraźnia podpowiadała okropne obrazy – utuczone zgrabne niegdyś nogi, pomarszczone, filigranowe, lekko spiczaste uszka, twarz wyrażająca przenikające serce obserwatora zmęczenie, wyblakłe fiołkowe oczy i zmechacone, tak pięknie kasztanowe futro na ogonie, nie wspominając o bujnej fryzurze, z której nic nie zostanie.

Te wyobrażenia były dla niej tym paskudniejsze, ponieważ miała konkretny powód, dla którego chciała pozostać piękną – już od długiego czasu czekała na gwiazdę, która zejdzie z nieba, aby objąć ją swym świetlanym uściskiem. Dlatego też całe dnie spędzała nad jeziorem, by przeglądać się w jego tafli i upewnić się tym samym czy jej aparycja jest wystarczająco atrakcyjną, aby kolejną noc spędzić na wyczekiwaniu gwiazdy.

Zbliżał się wieczór. Dziewczyna zamknęła notes, a wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na nieboskłonie jej serce przyspieszyło biegu. Powoli jej fiołkowe oczy zamieniły się w szkliste lustra, w których obejrzeć można było fałszywy obraz nieba. Chwilę później dziewczyna usłyszała chrzęst dwu kopyt o nadbrzeżne kamienie. Nadchodził wcale nie ludzki chłopak.

- Witaj – powiedział.
- Mógłby mi nie przeszkadzać – pomyślała dziewczyna nie zdejmując wzroku z gwiazd.
- Czy dzisiaj zechcesz ze mną rozmawiać? - spytał.
- Teraz, kiedy go zobaczyły, na pewno do mnie nie zejdą. On jest za brzydki – wściekła myśl przebiegła jej przez umysł.
- Nie możesz... co się z tobą stało... - głos załamał mu się w pół zdania.

Tego dziewczyna już nie usłyszała. Nasłuchiwała śpiewu gwiazd.

Wcale nie ludzki chłopak nachylił się do jej szpiczastego ucha i szepnął gorąco:

- Kwiatku...

Słysząc to słowo dziewczyna poczuła jak zimne lustro jej oczu pęka nagle. Fałszywe gwiazdy zapulsowały w agonii i zniknęły zatopione w fioletowych tęczówkach.

Spojrzała na chłopaka.
Zaczął padać deszcz.
Chłopak objął ją nagim ramieniem.
Błękitna szata przylgnęła jej do pleców.
Delikatnie zawiał wiatr.
Jego dłoń dotykała jej chłodnej skóry.
Jej twarz pokryła mgiełka rozkoszy.
W dali kołysała się bianka konwalia.


PS Za pomysły na tytuł, których hybrydę popełniłam, dziękuję Shilvenowi, Mi oraz Bestkowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz