4 gru 2014

Niestankowe bajania. Mostek nierobów

Niestanka
Dość dawno temu postanowiłam przejść się krętymi uliczkami Wrocławia. Okryłam się szczelnie jedną z sukien, coby żaden śmiertelnik nie zobaczył mojej zielonkawej skóry, ni uszów w szpic. Jeszcze by mi tego brakowało, żeby motłoch począł mnie karać za to, że jestem piękniejsza od niego. Niedoczekanie!

Ruszyłam przeto do kościoła Marii Magdaleny. Tam, między wieżami, rozpięty był most i kusił mnie, by go odwiedzić już od dawna. Dziś jednak, wieczorową porą, zdało się, że ktoś na nim jest. Wiedziona ciekawością (może to inna buntownicza dziwożona?) zawitałam na kamiennej posadzce mostu. Widok zdziwił mnie niepomiernie - krzątały się tam trzy pannice, jedna zgoła młódka i dwie starsze. Zamiatały, jakby je sam Szatan gnał. A kurzu ubyć nie chciało, niby jakiś urok był rzucony.

— Co tu robicie, kobiety? — spytałam.
— A nie widzisz? — odpysknęła młódka. — Bierz jeno miotłę i rób z nami!
Gniew we mnie nie wezbrał, bo dziewka wzięła mnie za swoją.
— Nie wezmę miotły — to rzekłszy, zrzuciłam kaptur.
Młódka podniosła na mnie zaróżowioną, pyzatą buzię. I oniemiała.
— Ty nam wyzwolenie przynosisz? — zaszeptała.
— Nawet nie wiem co tu się wyczynia — odrzekłam, zgodnie z prawdą. 
Dwie pozostałe kobiety zdały się nas nie zauważać.
— My, żony nieporządne, kurzowym kotom pozwoliły my opanować domy! I teraz, na wieczność ponoć, utknięte jesteśmy — załamała ręce.

Pomyślałam chwilę. Współczucie we mnie zrodzić się nie chciało, w końcu moja natura demonią jest. Skoro panny sobie na taki los zapracowały, to nawet zabawnie spoglądać na ich trudy. Zgodnie z myślami zachichotałam, a młódka, nie odrywając się od miotły, spojrzała na mnie z wyrzutem.

Spodobał mnie się początek tej nocy i chciałam się jeszcze trochę ubawić. 
— Gdzie znajdę mostek mężów-nierobów? — rzuciłam z uśmiechem do dziewki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz