27 kwi 2014

Natalia, która powiedziała za dużo

Natalia rozsiadła się na ławce w parku. Właściwie rozsiadła się to trochę za dużo powiedziane. Chociaż nie do końca, bo jak na standardy Natalii, to i owszem. Zwykle ciasno złączone uda, jak wypada panience w sukience, tym razem były położone jedno na drugim. Dziewczyna pozwoliła sobie nawet trochę obracać stopą, która zwisała swobodnie. Była skupiona na lekturze i to obracanie zdawało się potęgować moc obliczeniową mózgu. Nie przeszkadzało jej nawet, że balerinka trzymała się na ruchliwej stópce ostatkiem sił.

Karminowe usta i dziki wąż były pierwszą nieelegancką i nieedukacyjną lekturą, którą czytała od dawna. Zawsze pogardzała tego typu literaturą, ale kiedy wreszcie wzięła ją do ręki, stwierdziła, że straciła wiele lat na czytaniu nudnych jak flaki z olejem wypocin naukowców. Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko, zamruczała do siebie przewracając kartkę. Powieść z każdym zdaniem zdobywała u niej dodatkowe punkty, nie wspominając już o okładce, na której przeważała soczysta zieleń - a przecież w tym kolorze miała sukienkę i buciki.

Na twarz Natalii wystąpiły wypieki. Eleonora z zielonej książki właśnie miała skraść całusa Edwardowi. A może i coś więcej. Już, już nachylała się nad nim... Nagle jednak Natalia usłyszała cichy szelest na ławce obok siebie. Ktoś się do niej przysiadł. Na pierwszy rzut oka był to zwykły starszy pan. Natalia poznała jednak charakterystyczny gest sięgania do kieszeni. Pan wyjął papierosa. Dziewczyna odwróciła wzrok, już wiedziała, co stanie się za chwilę. Cichy trzask gazowej zapalniczki, wdech, szum spalanej materii. I smród. 

Natalia zerwała się jak oparzona i zatrzasnęła książkę z furią. Cholera, zapomniałam na której stronie skończyłam!, jęknęła w myślach. Szlag, miałam nie przeklinać, upomniała się zaraz. Poszła gdzie ją parkowa ścieżka prowadziła. Trafiła nad małe oczko wodne. Przyglądała się niewielkiej, pomarańczowej rybie, która pływała leniwie od jednego do drugiego końca stawiku. Oczy dziewczyny napełniły się łzami wbrew jej woli. 
- Chciałabym być tą rybą, chociaż ona ma spokój! - syknęła i cisnęła książką w taflę wody.

Tutaj chciałabym prosić o odrobinę wyrozumienia dla Natalii. Miała bardzo ciężki tydzień. A właściwie miesiąc. Straciła pracę, umarła jej ukochana ciotka, pies uciekł, a narzeczony zerwał zaręczyny. Pan z papierosem był tylko wisienką wieńczącą ten ponury tort. W sumie, to trochę mi jej żal. Może tak spełnię jej życzenie?

Mały karp o imieniu Natalia okrążał swoje niewielkie terytorium. Nie wiedział o jednak o tym, że było nieduże, bo jego pamieć trwała trzy sekundy, a więc akurat tyle, ile zajmuje połowa drogi z jednego końca oczka na drugi. Rybka była więc szczęśliwa i przekonana o tym, że jej wody sięgają niemal po kres wszechświata. Rybka-Natalia wyobrażała sobie właśnie jak pokazuje swój przestronny dom jakiemuś przystojnemu karpiowi. Koniecznie z lśniącymi, granatowymi łuskami. Za każdym razem jej odpowiedzi na jego pytania wydawały się Natalii lepsze, bo chociaż brzmiały tak samo, marząca rybka o tym nie pamiętała. Z pętli błogości wyrwał ją cień padający na pyszczek, który nagle zamienił się w wir bąbelków i ból nie do zniesienia. Natalię obróciło kilka razy, aż wreszcie mogła się przyjrzeć temu, co ją trafiło. Na dnie zielona okładka powoli rozmiękała, a na brzegu oczka majaczyła sylwetka z wyciągniętą jeszcze dłonią. Cholerni ludzie! Jak ja bym była człowiekiem, to bym wszystkim pokazała, o!, pomyślała z goryczą. Szlag, miałam nie przeklinać, skarciła się natychmiast.

Człowiek-rybka w zielonej sukience zastygł na brzegu z wyciągniętą dłonią. Nie bardzo wiedział gdzie się znajduje i dlaczego nie pod wodą. Po chwili mógł się już ruszyć. Kobieta-rybka podrapała się po głowie. No ładnie, pomyślała. To może poszukam czegoś do jedzenia. Ciekawe, co jedzą dwunogi?, zastanowiła się się dziewczyna-rybka i ruszyła parkową ścieżką w kierunku miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz