11 gru 2013

Wyzwanie foto. Dzień 3/7: list

Dzisiaj przy okazji wyzwaniowego zdjęcia pojawi się trochę więcej tekstu, ale myślę, że Was nie rozczaruje. Jak tytuł wpisu wskazuje, tematem przewodnim jest "list". Postanowiłam zacytować Wam moją wymianę korespondencyjną z Julianem Barnesem, angielskim powieściopisarzem. Mój list zawiera odniesienia do postaci i sytuacji występujących w książce Barnesa, "The Lemon Table" (ang. "cytrynowy stolik").

Szanowny Panie,

Mam dwadzieścia dwa lata i po lekturze Pańskiej książki “The Lemon Table” stwierdzam, że jeszcze zanim przekroczy się sześćdziesiątkę, warto sobie palnąć w łeb. Wnioskuję jednak, że skoro Pan nie uczynił tego ostatecznego kroku, w jakimś stopniu zmyśla Pan (jak w książkach, o których pisała do Pana Sylvia Winstanley), albo naumyślnie wybiera najbardziej nieprzyjemne historie. Może Pan nazwać te zarzuty “młodzieńczym buntem przed starością w jej prawdziwym obliczu” albo “młodzieńczym brakiem zrozumienia dla tematów poruszonych w Pańskiej książce”; jednak skoro już się buntuję, pozwoli Pan, że Pańskie pobłażanie będzie mnie guzik obchodzić.

Proszę mnie nie zrozumieć źle - nie męczy mnie kręcąca się łezka w oku, gdy Stanley George Bishop powtarza dwa razy: “To moja żona. Wiele szczęśliwych lat.” Męczy mnie świadomość tego, że mój ojciec (po pięćdziesiątce) chce przeczytać tę książkę. Ojciec kupił ją przekonany przyjaznymi recenzjami w prasie i poczcie pantoflowej. Na tylnej okładce napisane jest coś w rodzaju “Subtelne, mądre i pięknie napisane opowiadania o wieku dojrzałym”, co sugeruje może jakieś odpowiedzi, albo chociaż promyk słońca zza chmur. Nie jestem pewna czy jest to najlepsza lektura dla mojego ojca. Chyba, że tam naprawdę jest treść, której teraz nie zauważę, choćbym nie wiem jak się napięła i wstrzymała oddech.

Czas więc przejść do pytania, które chciałam Panu zadać - czy poleciłby Pan “The Lemon Table” mężczyźnie po pięćdziesiątce, który szuka odpowiedzi i może odrobiny pocieszenia?

Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na odpowiedź (do tego czasu schowam gdzieś Pańską książkę przed ojcem),
Marta Bigda


Szanowna Pani,

Dziękuję za list. Rzeczywiście ma Pani rację - nie zabiłem się ani przed, ani po napisaniu "The Lemon Table". Muszę stwierdzić, że nikt jeszcze, kto przeczytał moją książkę, nie zareagował w podobny sposób. 

Jeśli można, brzmi Pani jak bardzo apodyktyczna córka! Pani ojciec kupuje książkę, ponieważ chce ją przeczytać, Pani czyta ją pierwsza i chowa przed nim, aż do momentu, w którym otrzyma Pani odpowiednią odpowiedź ze strony osoby, która tę książkę napisała! Zdumiewające - nie sądzi Pani?

Pyta Pani o "pocieszenie". Czy właśnie po to czytacie (Pani i Pani ojciec) fikcję?

Moja rada - skoro Pani o nią prosi - jest taka, by zauważyć, że Pani ojciec ma już tyle lat, że samemu jest w stanie ocenić książkę, którą czyta. I nie musi przecież jej kończyć - nikt nie jest zmuszony do przeczytania od deski do deski książki ode mnie lub mojego autorstwa!

Z najlepszymi życzeniami,
Julian Barnes


Honory oddaję:
l
(w banner klik!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz