19 gru 2013

Światło w podziemiach. Roz. 4: Myszoczłowieczeństwo

Bez ruchu obserwowała wolno zmieniającą się barwę światła, które wpadało do jej celi przez zakratowaną szczelinę pod sufitem. Starała się nie myśleć. Już nic nie mogło jej pomóc, więc po co przysparzać sobie cierpienia? Kiedy światło powoli nabierało koloru głębokiej czerwieni, Joanho podniosła się z kamiennej posadzki i podeszła do ciepłej plamy, jaką utworzyły promienie Słońca w jej celi. Chciała po raz ostatni poczuć je na swojej skórze. Było to dość dziwaczne ostatnie życzenie, jak na podziemiankę, ale teraz nie miało to już znaczenia.

Nagle usłyszała, że w zamku krat coś skrobie. “Już po mnie przyszli?!”, zawołała w myślach i z całą mocą wrócił strach i smutek, jaki starała się trzymać na uwięzi. Odwróciła się. Przed nią stał Rinpi. Przycisnął palec do pyszczka na znak, że ma być cicho. Pomachał na nią, a ta posłusznie poszła za nim. To nie wyglądało jak droga na śmierć.

Przeszli przez całą długość lochów, aż do okutych żelazem drewnianych drzwi. Rinpi otworzył je i korytarzem za nimi pokierowali się w wyższe partie pałacu.
- Rinpi, jeśli chcesz mi pomóc uciec, to powinniśmy natychmiast zawrócić! - syknęła zatrwożona Joanho.
- To są rozkazy cesarza - szepnął Rinpi. - Nie masz się czego obawiać.

W końcu dotarli do drzwi jednej z komnat. W środku, na fotelu przed kominkiem, siedział wysoki mężczyzna. Cerę miał tak świetlistą jak Cahaya, twarz tak samo gładką, a włosy równie srebrne. Spod długich loków wystawały spiczaste uszy. Na widok nietypowych gości wstał z siedziska i podszedł do Joanho.
- Cahaya wszystko mi opowiedziała. Dzięki bogom, że obudziła się ze śpiączki kilka godzin temu - powiedział. - Jestem jej ojcem, i jako ojciec nie mogę bezczynnie patrzeć jak pozbawiają życia jej opiekunkę.
Joanho zmarszczyła czoło, ale ukłoniła się głęboko do wtóru z Rinpim. Zanim zdążyła odpowiedzieć, srebrnowłosy mężczyzna kontynuował gorączkowo.
- Zdaję sobie sprawę z tego jakie nieporozumienie wynikło, jednak mam nadzieję, że zrozumiesz, iż napaści na urzędnika państwowego nie mogę tak po prostu wymazać z twoich akt.
- Panie, ja... - zaczęła Joanho, jednak władca znów nie pozwolił jej dojść do słowa.
- Joanho, chcę cię mianować ambasadorem Podziemia w Naziemiu - powiedział.
Podziemianka rozwarła usta ze zdziwienia.
- Swoją odwagą i lojalnością przewyższasz niejednego z moich żołnierzy - kontynuował cesarz. - Chociaż nie znasz języka jasnolicych naziemian, ani jeleniego, starałaś się zrozumieć moją córkę i dopomóc jej w potrzebie.
- Jeleniego...? - wybełkotała podziemianka.
- Tak, to oznacza dwie napaści na urzędnika państwowego w twoich aktach - cesarz pokiwał głową ze smutkiem. - Panetion to mój zaufany nadworny nauczyciel, który, jako jeden z niewielu, został wysłany na poszukiwania mojej córki. Podczas polowania zaskoczyła nas burza i moja ukochana Cahaya znikła nam z oczu...

Cesarz zamilikł, a Joanho wpatrywała się w podłogę. Rinpi odchrząknął.
- Panie mój, jak jednak zamierzasz zatrzymać przy życiu tę tutaj niewiastę, na dodatek oferując jej pozycję na naszym dworze? - spytał. - Oczywiście, ja nie miałbym nic przeciwko tobie tutaj - zwrócił się szybko do Joanho, rumieniąc się pod kremowym futerkiem.
Joanho zadrgały usta, opanowała jednak chichot.
- To jest najmniejszy problem - odpowiedział cesarz. - Pytanie, czy ona chce z nami zostać?
Podziemianka spojrzała w złotawe oczy cesarza.
- Całe zło, jakie mnie spotkało, wynikało z tego, że nigdy nie obchodziło mnie, kto nami włada - zaczęła Joanho. - Gdybym chociaż znała naziemską nazwę tego cudownego pałacu, od razu zaprowadziłabym twoją córkę do ciebie, panie... - wstyd połknął resztę jej zdania i znów wbiła wzrok w podłogę.
Cesarz podniósł prawą dłoń, chcąc jakby zatrzymać to wyznanie winy.
- Gdybym znał dobrze swoich podziemskich poddanych, wiedziałbym, że nie wolno ich zlekceważyć, tak jak zrobił to Panetion, a potem wysyłać do ich królestwa zbrojnych - rzekł smutno Partenmorth. - Jesteśmy siebie warci.
Kobieta z brodą spojrzała znów na cesarza. W tym krótkim momencie, który przez wielu mógłby być uznany za chwilę słabości, Joanho dostrzegła te cechy błękitnej krwi, o których tyle nasłuchała się w baśniach.
- Panie, jeśli tylko to możliwe, chcę pracować u twojego boku dla porozumienia królestw Naziemia i Podziemia. Jeśli tylko uważasz, że podołam temu zadaniu, jestem do twojej dyspozycji - Joanho skłoniła się nisko.

Cesarz uśmiechnął się ciepło i prawą dłonią wykonał gest, jakby głaskał kota. - Joanho, jaką postać chcesz wybrać na resztę twoich dni, albowiem twoja podziemska powłoka została skazana na śmierć? - spytał mocnym głosem.
Zaskoczona Joanho rozejrzała się dokoła siebie i jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem Rinpiego. - Nie mam ochoty tracić brody! - stwierdziła. - Więc niech chociaż będę mieć futro. Przekształć mnie, panie, na wzór myszoludzi!
Władca przesunął dłonią pod włos niewidzialnego kota, a Joanho poczuła, że kurczy się nieco, a z jej pleców, tam, gdzie tracą swą szlachetną nazwę, coś wyrasta. Po chwili było już po wszystkim.
- Wyglądasz olśniewająco! - westchnął Rinpi.
- Od dzisiaj będą cię zwać Ariela - szepnął cesarz i nachylił się ku jej pyszczkowi. Dmuchnął delikatnie w jej nos, a ta poczuła jak odpływa w niebyt.

Obudziła się w miękkim łożu. Podniosła zaspane powieki. Usłyszała, że ktoś krząta się po pokoju.
- Och, witaj! - zawołała Cahaya. - Jak się czujesz?
- To pytanie chyba powinnam zadać tobie - mruknęła Ariela, a dziewczynka padła w jej ramiona.
Po radosnej wymianie zdań, Cahaya musiała udać się na swoją lekcję etykiety u Panetiona, więc Ariela miała chwilę, by zostać samej ze swoimi myślami. Wiedziała, że jej kamraci z podziemi zauważą jej nieobecność. Wiedziała też, że zapewne dowiedzą się, iż została zgładzona za napaść na urzędnika. “Trochę smutny koniec, jak na porządnego kowala”, pomyślała ze smutkiem. Zaraz jednak poczuła się lepiej, gdy drzwi do jej komnaty otworzyły się z chrzęstem.
- Och witaj, piękna! - rzucił śpiewnym głosem Rinpi, wchodząc z naręczem kwiatów. - To na dobry początek dnia - wręczył jej kwiaty. - A teraz czas na twoją pierwszą lekcję języka jasnonaziemskiego! - z tymi słowy złożył na sekretarzyku obok łoża księgę i kajet.

Ariela, jak się okazało, nie miała wrodzonych zdolności do nauki języków. Na szczęście Rinpi był utalentowanym nauczycielem. Myszokobieta po przemianie czuła się zaskakująco dobrze i polubiła zarówno kolejne lekcje języków, a nawet etykiety, jak i swoje nowe zajęcie: budowanie relacji Naziemia z Podziemiem. Podziemianie z początku nieufnie podchodzili do myszoambasadorki ich ludu, ta jednak wydawała się znać ich dusze na wylot.

I chociaż Ariela nie gościła już w kuźni, poczuła, że ten ciężki kamień, który tkwił na jej sercu z początku opowieści o świetle w podziemiach, zniknął.

Powyższa opowieść spisana na podstawie zamówienia Joanny Ariel Prajzendanc (II miejsce). Zobacz wyniki windurowego konkursu na zamówienie na opowiadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz