29 gru 2013

Niestankowe bajania. Tajemnica rdzawych drzew

Niestanka
Odsłuchaj ten tekst

Opos S. Thompson zrezygnował ze współautorstwa "Słońca nad antenami" na rzecz podróży dookoła świata, ale jego miejsce nie pozostało długo puste.

Jestem wrocławską dziwożoną, którą znudziło set-letnie pływanie w Odrze i kuszenie młodzieńców. Postanowiłam spisać swoje bajania, a Winduru użyczyła mi w tym celu kawałek swojego bloga. Zapewniam Was, że znajdziecie przynajmniej ziarnko prawdy w każdej z moich opowieści.

Nazywam się Niestanka, a to jest moje pierwsze bajanie:

Zanim jeszcze ziemia, o której opowiem, znalazła się granicach miasta Wrocławia, driady zamieszkujące las na tym miejscu przeczuły zagładę. Ludzie coraz śmielej wchodzili między ich święte konary, a i z oczu błyskały im myśli o złocie. Chcieli zagarnąć las, ściąć drzewa, na drewnie zarobić, a na ziemi posadzić sad, który też miałby trochę kiesy napełnić.

Driady wiedziały, że nie mają szans w starciu z tą zachłannością. Ich jedyną szansą były postrach i legenda, które powoli znikały między bajkami. Możecie powiedzieć, że "co to za problem ludzi nastraszyć". Kiedyś żaden - teraz ci sami, którzy jeszcze niedawno z sikiem w majtkach uciekali przed skrzypiącymi gałęziami, przychodzą z bronią, a strach pomaga im napinać cięciwy.

Leśne duszki zwołały więc naradę, a na niej ozwała się najstarsza z driad. Jej oczy, głębokie jak jeziora, okolone były grubymi puklami włosów, zmurszałymi jak stary pniak.
- Ludzie nasączą naszą ziemię krwią - powiedziała głucho, a zebrani (w tym i ja) zadrżeli. - Nie pozwólmy im więc chociaż, żeby woda użyźniona naszymi ciałami, i sad na niej rosnący, przyniosły im złoto.
Najstarsza z driad uniosła do nieba mały flakonik połyskujący żółcią.
- Każdy niech spożyje kroplę - zarządziła. - Niech im rosną rdzawe drzewa, a strumienie spłyną żelazem! Na pohybel! - zaskrzeczała, a leśne duszki zawtórowały.
Nie chciałam, żeby moja krew i piękne strumienie były zatrute, udałam więc tylko, że pociągam łyk z flakonika.

Niewiele dni później zaczęła się wycinka. Driady w popłochu zmieniały drzewa, a te, które nie zdążyły, padały razem z nimi z rąk drwali. Ich krew, zmieszana z żywicą, rdzawiła ziemię. 

Teraz na tym miejscu widać resztki rdzawego sadu między drzewami, które zdołały się odrodzić. Zgodnie z wolą najstarszej z driad pnie pokryły się rdzą, podobnie jak ziemia i strumyk nieopodal. Biedne driady nie wiedziały jednak, że ich ofiara pójdzie na marne. Ludzie z lubością piją obrzydliwą rdzawą wodę, twierdząc, że naprawia im krew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz