7 lis 2013

Przeciętny Widelec, pyzata Łyżka i felerne ziemniaczki

Dzięki ostatniemu postowi o sprawie gender, oprócz gorącej dyskusji na fejsbuku, otrzymałam zadanie. Ołówkowy pisze w swoim komentarzu: Czy jeżeli od każdego widelca będę wymagał, żeby można było na niego nadziać ziemniaczki, to któryś z widelców może poczuć się urażony/skrzywdzony (Wind, wiem, że jesteś w stanie napisać fantastyczne opowiadanie o dyskryminowanych widelcach)?

Jak przystało na rycerzycę, postanowiłam podjąć rękawicę. Zaczynamy:

Nie tak dawno temu, kilka bloków stąd, w dwupokojowym mieszkaniu 48,7m2 mieszkał sobie Janek. Chłopak niczym szczególnym - ani pozytywnie, ani negatywnie - się nie wyróżniał. Jego matka często powtarzała "Mój ty przeciętniaczku", w czym nie dało się wyczuć ani grama ironii. Kobieta ta, imieniem Mirosława, uważała, że bezpieczniej jest się nie wychylać. Tym lepiej, jeśli ma się ku temu naturalne predyspozycje. 

Młody jeszcze w przedszkolu dostał od kumpli ksywkę "Widelec". Wzięła się z pewnej pamiętnej środy, gdy próbował wcinać zupę widelcem. Tak więc Janek-Widelec wiódł przeciętnie szczęśliwe życie pośród swoich przeciętnie interesujących znajomych. Oceny raz były gorsze, a raz lepsze, ale w sumie wychodziło na zero. Imprezy też niczego sobie. Janek rósł na schwał i właściwie nic nie mogło go powstrzymać, by wybrał się na studia humanistyczne po szkole średniej.

Jednak w wakacje, przed złożeniem papierów na socjologię, wyszła na jaw straszliwa prawda. Dotąd nikt nie wiedział, bo Widelec skrzętnie to ukrywał, ale niestety wszystko popsuła Łyżka, pyzata sąsiadka Janka. Nazywano ją tak, ponieważ była ruda, a więc "łyżeczkowała ludziom dusze". Być może było w tym trochę prawdy, a być może Łyżka stała się taka, po tym, gdy ochrzczono ją Łyżką - w każdym razie potrafiła być złośliwa i stanąć ością w gardle. 

- Hej Janek, upiekłam dziś ziemniaczki w mundurkach pierwszy raz, musisz spróbować! - zakrzyknęła, taranując matkę Janka w drzwiach do mieszkania. - Och, pani też - sapnęła i podsunęła tackę z ziemniaczkami oraz małymi widelczykami pani Mirosławie. Skołowana kobieta nabiła sobie na widelczyk jednego ziemniaczka, po czym wycofała się pospiesznie na z góry ustaloną pozycję.

Uśmiech Łyżki spełzł jej z twarzy, gdy zobaczyła bladą jak ścianę glacę Widelca. 
- Janek, co ty - burknęła i cofnęła lekko głowę, co obrodziło dodatkowym podbródkiem na jej twarzy.
- Łyżka, ja nie chcę - jęknął cichutko, patrząc na parujące ziemniaczki.
- Nie mamrocz mi tu, tylko wcinaj! - zarządziła i wsadziła Widelcowi widelec do ręki. 
Janek spojrzał na nią żałośnie i wycelował w ziemniaczka. Ten jednak... uskoczył przez jego widelcem.
- Oj, Janek, Janek, trzeba zdecydowanie nabić, to się nie ześlizgnie! - upomniała go dziewczyna.
Widelec spróbował więc znów, ale i tym razem ziemniaczek odskoczył. Łyżka skrzywiła się nieco, odrobinę zaniepokojona, jednak potrząsnęła głową zachęcająco. I tym razem ziemniaczek nie chciał się znaleźć na ząbkach widelczyka Widelca.

- Nie żartuj, ty nie możesz ziemniaczków nabijać?! - zapowietrzyło się dziewczę.
- O rety-kotlety, Łyżka, i co ja teraz zrobię na tych studiach... - rozkleił się Widelec. 
Dziewczyna jednak już go nie słuchała. W jej wyobraźni przelatywały kolejne obrazy: najpierw jak opowiada o tym dziewczynom i chłopakom z bloku. Potem, jak ich nowym znajomym ze studiów (mieli pójść na ten sam kierunek). Stałaby się dzięki temu bardzo popularna. "Tak, na pewno popularna", powtarzała sobie w głowie jak mantrę. I zanim Janek zdążył skończyć swój płaczliwy wywód, Łyżka już biegła piętro wyżej, do Noża, który to z kolei swoją ksywkę zawdzięczał ciętemu językowi.

Teraz, kiedy na stołówce przy wydziale Janka ktoś zawoła do niego "A może ziemniaczka do tego?!", Widelec czuje się, jakby ktoś mu wymierzył policzek.

Pamiętajcie, drodzy Czytelnicy. Nawet Widelce mają serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz