7 lip 2013

Zemsta ślimaka

Mała Winduru różniła się od większej (bo jeszcze nie "dużej") przede wszystkim żelazną konsekwencją w spełnianiu marzeń. Kiedy rodzice wzbraniali się przed kolejnymi próbami namówienia ich na kupno zwierzaka, dziewczynka wykorzystała cały swój spryt siedmiolatki, by samej zdobyć stworzenie do odchowania. Najwolniej uciekały ślimaki.

Wind była zachwycona. Ślimak miał ciemną skorupkę i był najwspanialszym ślimakiem na świecie. Dlatego dziewczynka przygotowała dla niego duży słoik, a w nim wybór zieleniny i malutką miseczkę z wodą. Mieszkanko, czy może raczej więzienie, brzuchonoga nakrywane było podziurawioną pokrywką. Jednakże pewnego upalnego dnia siedmiolatka postanowiła, że pozostawi słoik otwarty. "Jak coś, to przecież daleko nie ucieknie", pocieszała się w myślach w drodze do szkoły. Niestety, kiedy wróciła do domu dziadków, w którym akurat wtedy mieszkała, okazało się, że ślimak zaginął bez śladu. Na nic zdały się poszukiwania. Chwila, moment, i po ptokach, jak to mówią.

Pewnego dnia jednak babcia Wind, sprzątając Czerwony Pokój (który naprawdę składał się wyłącznie z czerwieni i kryształów), znalazła trupa pod biurkiem. Biedny brzuchonóg musiał zaszyć się pod nim i zginąć tam marnie. Pozostała po nim jedynie pusta skorupka, do której wejście zaklejone było zaschniętym śluzem.

Siedmiolatka bardzo przeżyła to wydarzenie. Teraz zupełnie inaczej patrzyła na kąt pokoju, w którym stało czarne biurko z krwistoczerwonym blatem. Od tragicznej śmierci brzuchonoga, zawsze, kiedy spoglądała w tamtą stronę, miała wrażenie, że patrzy na grobowiec.

Pewnej nocy Wind została skazana za uwięzienie ślimaka i nienaumyślne doprowadzenie go do śmierci.

Kiedy zapadła w sen, najpierw znalazła się w małej piwnicy. Dookoła niej, na licznych półkach, stały ciasno ułożone, jeden przy drugim, słoiki z różnymi częściami dziecięcych ciał, zanurzonymi w formalinie. Po chwili zauważyła, że ktoś krząta się przy półkach. Był to najwyraźniej człowiek w białym kitlu. Odwrócił się. Poprawka, był to człowiek w białym kitlu z głową komara (jednakże w skali człowieczej). Przystawił do twarzyczki Winduru swoją igłę, którą normalnie komary używają do wysysania krwi.
- Kim jesteś? - spytała przerażona dziewczynka.
- Kolekcjonerem - odparło stworzenie.
Zanim jednak igła przebiła czaszkę Wind na wylot, siedmiolatka znalazła się w zupełnie innym miejscu.

Tym razem stała tuż przy "grobowcu" w Czerwonym Pokoju. Patrzyła jednak nie na biurko (które miała teraz po swojej lewej stronie), a wąskie lustro, które wisiało między dwoma podłużnymi oknami. Na swoim ramionach poczuła nagle dodatkowy ciężar. Spojrzała w taflę okoloną żelazną ramą formowaną w ostro zakończone zawijasy. W charakterze szalika przy jej szyi spoczywały ludzkie ręce, jakby połączone w gumową rurę zakończoną z obu stron dłońmi. Winduru skrzywiła się z niesmakiem i sięgnęła ku "szalowi", by go ściągnąć. Gdy jednak chwyciła za nadgarstki dłoni bez właściciela, te nagle, z zadbanych kobiecych rąk, zmieniły się w zadbane kobiece ręce o ostrych, czerwonych szponach. Dziewczynka mocniej zacisnęła palce na dziwnych rękach, a te wtedy uniosły nieco palce, wyraźnie celując w krtań siedmiolatki. Wind natychmiast puściła je, a te opadły spokojnie na jej pierś, chowając pazury. Ile razy dziewczynka nie próbowała ich zdjąć, tyle razy one wypuszczały swe szpony. W końcu, zrezygnowana, obudziła się z tego podwójnie koszmarnego snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz