9 maj 2012

Reportaż ze snu. O zmianie wszechświatów

W charakterze podkładu muzycznego do lektury polecam:
♫ Queens Of The Stone Age - The Sky Is Fallin'.

To była urocza przechadzka po parku. Nie było mi jednak dane się nią nacieszyć do końca. W zaledwie kilka minut po tym jak razem z moimi dwoma kumplami przeszłam przez bramę parku, nad nami zapanował Mrok. Chociaż ktoś oglądający nagranie z tego, co się wydarzyło, mógłby nie zauważyć nic ponad pogodową anomalię, wszyscy obecnie wiedzieli, że nie dzieje się nic zwyczajnego. Gdy gęste chmury w kilka sekund opanowały ponad połowę nieba, czuć było, że nie tyle działają z rozmysłem, ile mają moc. Jeszcze nam trochę zostało z pradawnych instynktów i, niczym psy strach, potrafimy zwęszyć moc.

W momencie, w którym słońce zostało już całkowicie pochłonięte i zapanowała obrzydliwa noc, wiedziałam, że moc Mroku uwolniła moją własną. Podbiegłam kilka kroków i z rozpędu rzuciłam się na powietrze, sunąc po nim jak poduszkowiec. Trzeba było jak najszybciej dostać się do jakiegoś budynku i schronić przed Mrokiem. To już nie była kwestia lęku przed ciemnościami. Mrok był toksyczny i wszyscy ci spanikowani spacerowicze wiedzieli o tym równie dobrze jak ja. Z pewnym oporem ze strony swojego ciała rozrosłam się w smoka. Jednego z tych bardzo jaszczurzych w obyciu, o błyszczących łuskach i potrójnych pazurach u każdej z sześciu łap. Krzyknęłam do kumpli, by wskoczyli mi na plecy, a oni posłusznie spełnili prośbę.

Cały czas wspomagałam się zaklęciami, które nie wiem skąd przechodziły mi przez usta (czy w tej postaci raczej paszczę). W tym samym nieznanym mi wcześniej języku, wycharczałam ze smoczym akcentem słowa, które po chwili przetłumaczyłam: - Aby pokonać Mrok, trzeba mieć odrobinę Mroku w sobie.
Miało to być wyjaśnieniem dlaczego wybrałam taką właśnie postać do przemiany. Wdrapałam się na mury miejskie i rozszarpałam pazurami ścianę Mroku, która próbowała nie dopuścić mnie do miasta. Rozpruta, opadła jak kawałek zgniłej szmaty.

W paru susach zaniosłam nas na zaplecze teatru. Było to pomieszczenie wyraźnie złożone z dwóch połączonych ze sobą pokoi. Wyraźnie, bo między granicą jednego a drugiego był schodek na całej szerokości - różnica poziomów. Wpadliśmy przez drzwi z jednej strony pokoju, a ja już pod ludzką postacią z impetem zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na druga stronę pomieszczenia, by zasunąć kotary na oknach wypełniających pół ściany. Chłopcy usiedli na dywanie pod oknem, a ja stanęłam obok drzwi i pomyślałam, że przydałaby się pomoc przy zabezpieczeniu tego miejsca przed Mrokiem. Skończyłam myśl i poczułam puknięcie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam siebie... no, powiedzmy kogoś, kto mógłby być moją siostrą bliźniaczką. - U mnie na razie czysto - powiedziała postać, wskazując na czasoprzestrzenną dziurę, która zawisła obok łóżka. - Stwierdziłam więc, że trochę ci pomogę.
Przez dziurę dostrzegłam kontynuację pomieszczenia, w którym byliśmy, z tym, że łóżko nie było tam puste. Leżała na nim stara kobieta, z której emanowała ciężka choroba. Dziura powoli się zasklepiała.
- W takim razie - odezwałam się do Nowej - na początek stwórzmy siatkę zaklęć wokół ścian.

Obeszłyśmy pokój dookoła szepcząc uroki. Ponieważ Nowa, jak się domyślam, była moim odpowiednikiem w równoległym wymiarze, praca szła nam bardzo sprawnie. Niestety czułam, że to nie wystarczy. Mrok napierał na zewnętrze budynku z niesamowita siłą. Postanowiłam stworzyć nam posiłki. Ożywiłam wszystkie humanoidalne przedmioty w pokoju. Lalki, manekiny i pluszaki zeszły z półek i kątów pokoju, zasiadając na środku dywanu obok moich kumpli. - Pomóżcie nam!- zawołałam do nich. - Błogosławcie...
I nie wiedziałam jak skończyć zdanie. Błogosławieństwo, jedno z najsilniejszych zaklęć, było konieczne. Potrzebny był jednak potężny jego obiekt. Dodałam więc: - ... Pana!
Nowa zerknęła na mnie z ukosa i dorzuciła: - Ale nie szukajcie w swoich sercach Jezusa, tylko tej niesfornej dwójki, która nadal włóczy się po parku.
Do tej pory nie wiem, co miała na myśli. Być może odpowiedniki moich kumpli, którzy tutaj siedzieli obok, ale tam, u niej, zostali w parku na pastwę Mroku.

Humanoidy posłusznie zaintonowały pieśń pochwalną. Gdy skończyły, jeden z nich, manekin w kształcie stuletniej Japonki, zapytał z dobrotliwym uśmiechem: - Czy mamy jakiś koc?
Przez moment nie rozumiałam pytania, po chwili olśniło mnie: - No tak, przecież istniejesz tu już tyle lat, że musisz znać wiele ciekawych historii. A gdy się opowiada miło jest okryć się kocem.
Plastikowa staruszka skinęła głową.
Podeszłam do łóżka i ściągnęłam z niego koc. Przypomniałam sobie, że użyłyśmy go wcześniej z Nową do uszczelnienia drzwi od Mroku. Co ciekawe, chociaż wspomnienie związane z kocem było żywe, nie miałam pewności, że to naprawdę się wydarzyło. Postanowiłam jednak dla spokoju sumienia odkazić koc. Wgryzłam się w niego i poczułam jak coś pęka między jego włóknami. Był już czysty. Mogłam podać go moim humanoidom. Skośnooka staruszka rozpoczęła swoją historię, która odwracała uwagę od koszmaru dziejącego się za cienkimi kotarami i warstwą szkła.

Wtem drzwi otwarły się z impetem. Do środka wlało się białe, rażące światło. Rzuciłyśmy się z Nową do nich i zatrzasnęłyśmy. - Zwariowałaś?! - wrzasnęła Nowa. - Trzeba było zostać przy drzwiach! Tam na łóżku leży moja matka, mogła zostać skażona!
Faktycznie, międzywymiarowy tunel przy łóżku jeszcze się nie zamknął. - Nie martw się - odrzekłam i rzuciłam krótkie zaklęcie. - Już czysto. To tylko rozrzedzony Mrok. Chciał opanować za duży obszar na raz.
Niestety nie oznaczało to, że był mniej niebezpieczny. Teraz szukał dusz, które mógłby wciągnąć i czerpać z nich siłę.

Drzwi otwarły się ponownie, tym razem od strony mocowania zawiasów. Na dodatek tylko do połowy swojej szerokości, tak, jakby przez środek biegła dodatkowa oś zawiasów. Wyjrzałam przez nie i w pulsującym białym świetle, które zdawało się emanować ze ścian korytarza, zobaczyłam dwie młode kobiety w jasnych ubraniach i złotych pantoflach. Każda z nich trzymała w dłoniach księgę w okładce z białej skóry. Bez uśmiechu skierowały spojrzenia na Nową, która stanęła tuż za mną. Sięgnęłam do drzwi, by je zamknąć, ale Nowa mnie zatrzymała. - Poczekaj, tylko wezmę... - zaczęła i skierowała się w stronę złotych drobiazgów, które pojawiły się na gzymsie kominka za kobietami w złotych pantoflach. Chwyciłam ją za koszulę i siłą wciągnęłam do pokoju. W jej oczach zgasł niezdrowy blask i wydusiła krótkie:- Dzięki.
Białe światło coraz silniej przebijało się przez szparę pod drzwiami i zasłony. Poczułam prawdziwe zagrożenie. - Trzeba się stąd wynieść - stwierdziłam.
Zwołałam wszystkich obecnych. Kilkoro z nas dotknęło drzwi, reszta położyła nam ręce na ramionach. Skoro wszechświat został opanowany przez Mrok, należy zmienić wszechświat. Zaintonowaliśmy pieśń na głosy. Melodia zaczęła działać. Poczuliśmy jak energia napiera na drzwi, a te wyginają się i trzeszczą na granicy wytrzymałości. W końcu udało się. Drzwi odetchnęły, a my razem z nimi. Przenieśliśmy cały pokój do równoległego wszechświata. Atmosfera się rozluźniła. Tutaj powietrze nie znało Mroku.

Otwarłam drzwi i ujrzałam przedpokój. Po lewej stała półka z butami, po prawej w kamiennej ścianie widniało zakratowane okienko. Pomyślałam, że musimy być pod ziemią, być może w piwnicy przerobionej na mieszkanie. Podeszłam do okienka, a Nowa za mną. Przez ozdobne okratowanie zobaczyłyśmy ulicę z poziomu bruku, a na niej kamieniczki rodem z XIX-wiecznnych Niemiec i ludzi w wiktoriańskich strojach. Kilku przechodniów zauważyło ciekawskie spojrzenia z piwnicznego okienka, więc odsunęłam nas od niego.
- Słuchaj, przecież nie wiemy gdzie jesteśmy. Może przenieśliśmy się do opuszczonego budynku? Lepiej nie zwracać na siebie uwagi - mruknęłam.
Nowa skinęła głową. Wyszłyśmy z przedpokoju do holu kamienicy, kilka schodów wyżej. Przy drzwiach naprzeciwko czatowała policjantka w futrzanej czapie opadającej jej na oczy. Przeklęłam w myślach. Na szczęście kobieta nie zwróciła na nas uwagi. Spojrzałam więc z ciekawości nad nasze drzwi. Wisiała tam tabliczka z numerem piątym. Pociągnęłam za rękę Nową i wyszłyśmy na ulicę. Tam spotkałyśmy grupę chłopców, a każdy z nich ubrany był w szorty, białą koszulę i podkolanówki. Niektórzy trzymali książki związane skórzanymi paskami. Pośród nich była jedna dziewczynka, która podbiegła do nas. Językiem brzmiącym jak skrzyżowanie niemieckiego i rosyjskiego, przywitała się: - Dzień dobry.

Odpowiedziałam jej polskim pozdrowieniem, a Nowa odezwała się po angielsku, siląc się przy okazji na prawidłowy akcent. Widząc, że dziewczynka coraz szerzej otwiera oczy nic nie rozumiejąc z monologu Nowej, poczęstowałam moją towarzyszkę kuksańcem. Pociągnęłam ją za ramię i gdy byłyśmy już kilka kroków dalej, burknęłam: - Przecież nie wiemy jaki język jest tu uniwersalny.
Zmitygowałam się od razu: - W sumie nie wiemy też czy bezpiecznie jest mówić po polsku. Jaka w ogóle jest sytuacja Polski... o ile istnieje - dokończyłam zdanie, dziwiąc się nad prawdopodobieństwem własnej wizji.
Z naszej kamienicy wybiegł jeden z moich dwóch kumpli. - Masz rację - zwróciłam się do niego, gdy przystanął obok. - Nowa powinna pilnować naszego nowego mieszkania. Przecież tylko ja i ona mamy niezbędną do tego moc.
Nowa westchnęła i przewróciła oczami, ale ruszyła w stronę kamienicy. - Chodź - rzuciłam do kumpla.
Przeszliśmy uroczą uliczką parę kroków, by po chwili spocząć na ławce. Pastelowe kolory kamienic wspaniale zgrywały się z wszechobecnym, miękkim światłem, tak charakterystycznym dla sennych marzeń.

Przesuwając wzrok z jednej witryny na drugą, zauważyłam szyld z napisem “Niech żyje związek Radziecko-Austriacki”. Wskazałam na niego zaskoczona, a kumpel mruknął tylko: - Jak żyję, czegoś takiego nie widziałem.
Chwilę napawaliśmy się jeszcze atmosferą miejsca i własnych myśli.
- Spójrz, co znalazłem - rzucił ni stąd, ni zowąd kumpel i podsunął mi pod nos małe tekturowe pudełko. Otworzyłam je i wyjęłam ze środka prostokątny zegarek z dewizką. Na wieczku widniała inskrypcja, której nie potrafiłam odczytać. Mimo to ujęła mnie precyzja, z jaką wykonano zegarek.- To co, zostajemy tu? - spytałam cicho.
- A jak - mruknął mój towarzysz, przeciągając się leniwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz