25 lip 2011

Sad w szufladzie i Gałczyński

Dla tego, który czytał to po raz pierwszy w parku.

Dzisiaj Szarlatan podał mi książkę. Oczarowała mnie wyblakłym tuszem i herbatą rozlaną między kartkami. Czytam ją i czytam, zatopiłam się w światłach szeryfowej czcionki. Wrzosowa okładka skrywa nimfę i ...chyba słyszę flet. Połykam emocje autora, a ten (być może miał to w zamiarze) ciągle tylko przypomina o moim marzeniu sprzed kilku dni.

Widzę to jak na dłoni: moja szuflada, w której mieszkały pędzle i pastele, teraz brzegami obejmuje sad. Pochylam się nad nim, rozchylam palcami korony drzew i dostrzec mogę kilka saren pasących się pod nimi. Podnoszą swe czujne głowy - mogę podziwiać różowawe wnętrza ich drżących w niepokoju uszu. Król sadu leniwie podnosi się ze swego zielonego tronu i zapala kadzidełka. Duszącym zapachem daje znać, że już na mnie czas, że na pewno muszę gdzieś iść, by zrobić coś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz