4 cze 2011

Pierwsza podróż

Zwykła dziewczyna wsiadła do zwykłego autobusu w zwykłym mieście. Scenariusz dobrze znany zarówno dziewczynie jak i miastu. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że owa córka Ewy od długiego już czasu karmiła oczy jedynie mrokiem czterech ścian. Ta pierwsza od kilku miesięcy podróż zdawała się być tą pierwszą, którą odbyła gdy sięgała sobie do pasa i na krótkich, krzywych nóżkach próbowała sforsować autobusowe schody. Tak, czuła nawet ten detal powiązany z nogami, gdyż jedna z nich buntowała się nieco. Dwie małe blizny na kolanie w kształcie krzyżyków (jak gdyby skrywały pod sobą skarb) znaczyły powód tego buntu. Kiedy usiadła poczuła na sobie wzrok Głuchoniemej z siedzenia po sąsiedzku. Spojrzała na nią, lecz ta skierowała oczy na szybę za jej plecami.

Potem było już tylko dziwniej. Dziewczyna coraz mocniej zaciskała dłoń na dłoni. Umysł podpowiadał jej, że jeśli dotknie ścianki pod szybą palce zanurzą się w niej jak w mazi złożonej z farby i marzeń, by przebić się na drugą stronę. Wrażenie nierealności potęgował tłum ludzi parujących od deszczu, który objął ich na przystanku. Córka Ewy przypatrywała się kroplom bezlitośnie rozbryzganym przez pęd wiatru na szybie. Próbowała odwrócić uwagę od przygniatającego poczucia, że wszystko jest snem.

Strach złapał ją za gardło gdy nagle zrozumiała, że przerażali ją parujący ludzie. Głuchoniema, wcześniej zajęta miganą rozmową z towarzyszką podróży, teraz przypatrywała mi się z ukosa. Wydawało mi się, że na zewnątrz nie widać mojej niepewności. Siedziałam, zdałoby się, normalnie i udawało mi się powstrzymać przed zmacaniem ścianki. Chyba tylko oczy mogły mnie zdradzić. Och, to takie smutne, gdy odkrywa się, że nawet najbardziej zaufanym oczom ufać nie można.

Wbiłam znów wzrok w krople. Trochę mnie uspakajały, ale na pewno nie mogłam podnieść ich do rangi „jedynego połączenia z realnością”. Były równie nietrwałe i senne jak wszystko co mnie otaczało. Chyba tylko mój umysł, jak na ironię rzecz z definicji nieuchwytna, był trwały i miałam stuprocentową pewność, że istnieje.

A co, jeżeli zobaczyłam prawdę? Skąd bierze się pewność, że monitor, na którym czytasz te słowa jest realny? Bo większość tak ustaliła? Bo da się go dotknąć? Uczuć nie da się dotknąć, a jednak często mówi się o prawdziwej miłości czy nienawiści. Przecież odkąd Adam i Ewa zjedli owoc z Drzewa Poznania i zbyt szybko otworzyły im się oczy – poznali, że są nadzy, nauczyli się odróżniać dobro od zła i osądzać – nasze spojrzenie na świat jest tylko jego interpretacją. Dlatego każdy widzi go zgoła inaczej.

Tak naprawdę nie wiem czego bałam się bardziej – tego, że dotykając ścianki faktycznie okaże się ona paranormalną mazią czy raczej tego, że moje palce napotkają na zwykła dyktę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz