12 gru 2010

Całkniątko

Dla Człowieka z radością w matematycznym sercu.

- Cholera, zgubiłam uśmiech! Co ja teraz zrobię?
- Na początek opisz scenę akcji.
- Em... wnętrze ciemnej skały nieskalanej ludzkimi fekaliami?
- Już skalane zgubionym uśmiechem.
- No fakt. To może tak:

Wnętrze ciemnej skały ze słabym światełkiem na godzinie trzeciej. Obok muzyka, która oszalała i z niezdarnym grymasem czmycha przed moim spojrzeniem. Jestem prawie pewna, że uśmiech zostawiłam pomiędzy wypchanym, niegdyś krwiożerczym Cesarzem i syfonem, jednakowoż nie mogę go odnaleźć. Może ktoś go kopnął jak przechodził i nawet nie zwrócił uwagi jak biedny uśmiech przelatuje mu koło nosa, próbując wymierzyć w niego prztyczka. Całe godziny tu marnuję na poszukiwania, od marudzenia moich kości i niekości rozbolała mnie głowa. Postanowiłam przepchać się nawet przez tę najwęższą szczelinę, która prowadzi donikąd. Donikąd jest całkiem ładnie urządzone, ma nawet aneks kuchenny we wschodnim skrzydle, ale po moim uśmiechu ani widu ani słychu i...

- A wiesz, że zabiłem żonę i matkę?
- I przerywasz mi tylko po to, żeby to oświadczyć?
- Uważam to za względnie ważną informację, tym bardziej, że oprócz wypchanego Cesarza nikt nam nie towarzyszy.
- Czy to naprawdę...
- Ale nie martw się, lepiej spójrz na to:

Na mojej kartce czai się małe, nakreślone ołówkiem, Całkniątko. Całkniątko rośnie w niebywałym tempie i już po paru sekundach ściskam w palcach dorodną Całkę. Zobacz, Wind, jak się ją wygnie, o w ten sposób, to wygląda zupełnie jak uśmiech. I to przez wielkie „u”. Teraz wystarczy uwierzyć. Też przez wielkie „u”.

- To chyba da się zrobić.
- Bez „chyba”.
- To da się zrobić.
- Bardzo ładna edycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz