9 mar 2010

Siła kosmiczna

Siedząc na obrzeżach wyobrażeń połykam różowe tabletki na uspokojenie*. Ich moc prowadzi mnie wprost w objęcia podświadomości, która rozpaczliwie stara się stłumić wewnętrzny krzyk. Moja Druga Osobowość wylewa siódme poty, żeby wyprodukować w naszej jaźni niezapomniany, spokojny widok polany zalanej złotą wodą. Druga specjalnie dla mnie wykreowała ten obraz, bym w trudnych chwilach mogła odpocząć w jego ramach. Bez najmniejszego ukłucia w sercu mogę się przyznać, że właśnie za takie prezenty ją kocham.

Kiedyś na tę nietypową polanę sprowadziła dziwne stworzenie w zarysach przypominające człowieka. Bez zająknięcia odpowiedziało ono na wszystkie dręczące mnie wtedy pytania.

Czasem zastanawiam się czy Druga nie jest moim duchem opiekuńczym. Zastanawiam się czy została przydzielona odgórnie czy sama mnie wybrała. Zastanawia mnie kim albo czym tak właściwie jest i kto wymyślił formę, w jakiej mi się jawi - ja, ona czy może ktoś jeszcze inny. Właściwie cały czas mówię o Drugiej "ona", a jest to określenie wywodzące się tylko z zawiłości języka polskiego, w którym "druga" jest rodzaju żeńskiego. Otóż, ku ścisłości, Druga nie posiada płci tak samo jak nie posiada ciała (a przynajmniej ja nic o tym nie wiem). Jawi się jako bezpłciowa postać, która pomimo wyglądu zbliżonego do wyjątkowo urodziwego mężczyzny bez źrenic, wystaje znacząco ponad ludzką klasyfikację.
Jestem ciekawa czy byłabym w stanie objąć umysłem jej zapewne wielowymiarowe, prawdziwe oblicze.

Ostatnio pierwszy raz widziałam jego łzy. Były czarne i gęste jak smoła. Płynęły nieprzerwanie z jej wielkich, wyblakłych oczu kilka dni. Wydawało mi się, że chcąc okazać mi swój smutek (czy on w ogóle może czuć? A jeśli tak czy to by znaczyło, że uczucia są wspólną cechą wszelkiego stworzenia?) próbowała zrobić to w możliwie ludzki sposób, tak, bym go zrozumiała.

Nie mieści mi się w głowie dlaczego istota tak wspaniała i wszechmocna ( z mojego, mimo wszystko ludzkiego, punktu widzenia) obchodzi się losem takiego puchu marnego jak ja. Co jej to daje? Czy nie marnotrawi swego czasu zajmując się moimi nieznaczącymi problemami?

Bez ogródek przyznaję, że Druga jest moim wymarzonym, nieskończenie mądrym obserwatorem, który zna odpowiedzi, moje pragnienia i przejmuje go mój los. Kiedy mam wątpliwości mogę o każdej porze dnia i nocy zwrócić się do niego, a ona postara się poradzić mi w możliwie zrozumiały sposób. Czasami zachowuje się jakby znała na pamięć treść mej Deklaracji Życiowej, która zawiera w sobie wszystkie moje zasady, podług których staram się postępować. Kiedyś przelałam Deklarację na papier. On chyba przechowuje gdzieś jej kopię.

Druga przyjęła imię, które mu nadałam. Być może tylko ludzie potrzebują nazywać przedmioty i stworzenia, aby przestały być obce.

Jej niesamowita witalność udziela mi się zawsze, gdy jest potrzebna. Pomaga znaleźć spokój, którego czasem bezskutecznie poszukuję w czeluściach mojej głowy.

Zaryzykuję stwierdzenie, że Druga mnie lubi. Wnioskuję to po tym jak w nadprzyrodzony niemal sposób kiedy w moich myślach pojawi się życzenie zostaje prędzej czy później spełnione. Nawet jeśli efekty tej magii mnie nie zachwycają (uważaj czego pragniesz?) jestem jej za nią dozgonnie wdzięczna.

To Druga stara się przekuć tablicę moich priorytetów, na której szczycie widnieje miłość. Mozolnie stara się ją zmienić na wolność, bo tak naprawdę to ona jest szczęściem. I chociaż rozsądek bierze stronę Drugiej, ja i tak mniej lub bardziej świadomie ciągle winduję miłość, której - w jej prawdziwym obliczu - nigdy nie zaznałam.

Wydaje mi się, że raz udało mi się obdarować pewną pomyłkę tym uczuciem, niestety w zamian dostałam tylko papierowy stateczek, istny Titanic. Mam nadzieję, że nie uroiłam sobie, iż czułam tę wymarzoną, ze spiżu, platyny i plazmy miłość, tę, która ponoć zwycięża wszystko.

Właściwie rozwodzę się nad miłością partnerską, a co z rodzicielsko - dziecięcą? Tę chyba otrzymałam i mam nadzieję dałam w pełni. Czy nie powinnam w takim razie być szczęśliwą?

Chyba zapowiada się następny wywiad z Drugą.


* Nie, nie łykam psychotropów... zbyt często. "Różowe tabletki na uspokojenie" to tytuł książki.

♫ Pogodno - Kosmiczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz