1 wrz 2009

Złoty Antrypał i Stworzenie

Wyimaginowane, gdy znana człowiekowi od wieków siła rozpaliła ogień w trzewiach, a ten rozprzestrzeniał się po wnętrznościach bezkarnie, wyłażąc przez wszystkie nieszczelności skóry, jakby zapraszając energię otaczającego świata, by zwęgliło doszczętnie zlane potem, niedoskonałe w swej obronie ludzkie ciało.

Stworzenie patrzyło w ślad za klifem na skraju planety, na którego szczycie przed chwilą jeszcze stało. Potem spojrzało w dół, ale zobaczyło tylko wszechogarniającą ciemność, gdzieniegdzie rozświetloną migotaniem gwiazd lub słabym światłem tychże odbitym przez tarcze planet, które nie mogły się pogodzić z rolą nieświetlistego bytu.

***

Złoty Jenot spacerował po Złotym Okręgu, którego matematycznie nieokreślone krańce łączyła kopuła z przydymionego szkła. Właściwie nie wiedział, że jest Jenotem. A przynajmniej nie wiedział, że my go tak nazywamy.
Sam siebie zwał Antrypałem.
Już wiele wieków przespacerował, mając tylko jedno zajęcie (bowiem ani nie jadł, ani nie spał) – myślenie. Rozmyślał o różnych rzeczach, ale najbardziej frapowało go czy gdzieś w tej czarnej przestrzeni dookoła istnieje życie.

Nagle poczuł delikatne wibracje Okręgu, a jego nozdrzy doszedł dziwny zapach; słodkawy, jednocześnie kwaśny. Był to zapach choroby, czego Antrypał nie mógł wiedzieć – bo i skąd?
Udał się w kierunku tajemniczej woni, a jego oczom ukazało się Stworzenie. Leżało na boku, a klatka piersiowa mozolnie unosiła się i opadała w rytm nierównego oddechu.

Antrypał spojrzał z niesmakiem na Stworzenie, po czym przezwyciężając obrzydzenie podszedł i oparłszy się bokiem o tego bok zaczął je spychać w kierunku skraju Okręgu. Kiedy wreszcie ciało Stworzenia przeważyło i pociągnęło je w czarną przestrzeń Antrypał nawet nie spoglądając w ślad za nim wrócił do myślenia.

***

Stworzenie patrzyło w ślad za skrajem Okręgu, na którym jeszcze przed chwilą leżało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz