22 cze 2009

Walizka

Tak sobie myślę, że przypominam nieco walizkę, która pomyliła drogę.

Jak to możliwe?

Prawdopodobnie (jako walizka) należąca do biznesmena lecącego do Nowego Jorku trafiłabym na Hawaje. Poleżałabym tam kilka dni, po czym spadłabym na nogę bagażowemu na lotnisku, łamiąc sobie przy tym rączkę. Dowiedziałabym się od niego, że to moja wina i z tegoż powodu wymierzyłby mi solidnego kopniaka.

Następnie, gdybym trafiła w końcu do Nowego Jorku, mój właściciel prawdopodobnie już by nie żył, zamordowany przez szarą bandę tamtejszych okolic i w efekcie trafiłabym do biura rzeczy znalezionych. Tam przeleżałabym z rok, w międzyczasie zalana kawą, a cała moja zawartość razem z powłoką zgniłaby doszczętnie. To znów byłaby moja wina, jak orzekłaby kawolubna wolontariuszka, i wyrzucono by mnie na pobliski śmietnik.

Jakiś bezdomny trafiłby na mnie szukając popołudniowej przekąski i skonsumowawszy fragment bielizny mojego ś.p. właściciela zapadłby na mroczną chorobę, która przerodziłaby się w pandemię. Naukowcy, gdy dotarliby już do źródła owej zarazy, nazwaliby ją H1W (od "walizka") i spaliliby mnie na stosie za ludobójstwo, bo to wszystko byłoby przecież moją winą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz