Granaty przytwierdzone skórzanymi linkami do ud nie obcierały jej, a pasy z nabojami zapasowymi dyndające w okolicach korpusu w żaden sposób nie zmniejszały wydajności biegu.
Wind przycupnęła za jednym z ogromnych, egzotycznych drzew. U stóp pagórka, na którym się znajdowała, widniało obozowisko.
Dziewczyna poprawiła opaskę na czole ocierając przy okazji obficie spływający pot, po czym zacisnęła mocniej palce na swym ukochanym (bo jedynym) karabinku i zazgrzytała zębami, przygotowując się do szarży.
Wtem jakiś człowiek został zauważony kątem jej nadwidzącego oka. Wind wiedziała, że jej najbliżej znajdujący się sprzymierzeniec wyleguje się wśród palm, gdzieś na plaży w okolicach Florydy, zatem ten tutaj musi być wrogiem lub cywilem. Albo wrogiem przebranym za cywila.
Wystrzeliła.
Chłopak popatrzył tylko z dezaprobatą w ślad za kulą, która przeleciała mu przez splot słoneczny nie czyniąc najmniejszej krzywdy. Spojrzał na Wind, poskrobał się po jednym z dwóch rożków wyrastających mu z przeciwległych krańców płata czołowego i rzekł:
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż nie jesteś tak silna jak sobie wymarzyłaś?
- Co ty... - zaczęła Wind, powoli otrząsując się z szoku.
- Żeby rozwalić tych tam - kontynuując zarzucił głową w stronę obozowiska - musiałabyś wystrzelić (nie chybiąc) ponad sto pocisków, jeden za drugim, bez przeładowania broni.
- No i w czym problem? - warknęła nadal nieco zdezorientowana dziewczyna.
Chłopak spojrzał na jej karabinek, uniósł brew i zacisnął usta. Po chwili odrzekł:
- To szesnastostrzałowiec.
♫ Submersed - To Peace
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz