18 mar 2008

Szczęśliwa Krew i leśne dziadki

To jak najbardziej nie jest opis snu.

***

Przy wielkim stole, w jeszcze większej sali, siedzi pan. Pan ma bardzo elegancki garnitur, długą brodę. I muszkę.

Nie jest sam. Jest ich więcej.

- Panowie! Nastał czas obrad. Sprawa pierwsza: czy oddajemy na cele dobroczynne tę zaniedbaną działkę przy ulicy Jakiejśtam?
- Nie!
- Czy sprzedamy ją ludziom, którzy chcą na niej wybudować domy?
- Nie!
- Czy pozwolimy, by którykolwiek z inwestorów, którzy zaraz się zjawią, zrobił z nią cokolwiek?
- Po naszym trupie!

Drzwi do sali rozwarły się z hukiem. Wszedł do niej człowiek ubrany w czerwoną poduszkę.

- Witam. Nazywam się Erytrocyt i razem z moimi partnerami – w tym momencie przez próg przeszedł człowiek w bieli oraz człowiek w ogrodniczkach, zasłaniający twarz płytką ceramiczną – Leukocytem i Trombocytem jesteśmy przedstawicielami znanej w świecie firmy Szczęśliwa Krew.

Cisza, z gatunku tych dzwoniących w uszach, zapadła na sali.


C.D.N
(dajcie mi znać w komentarzach czy w ogóle chcecie ciąg dalszy czytać ^^')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz