10 mar 2007

Niedokończona rozmowa

Właściwie to, co napiszę, mogę nazwać niedokończoną rozmową. Ponieważ jeszcze się nie odbyła w całości nie mam wyrzutów sumienia o to, że opisuję ją nie pytając Rozmówcy o pozwolenie.

Na moją obronę powołuję jeszcze dwie Proste Przyczyny.

Pierwszą z nich jest to, że w tym wydaniu bliżej jest temu tekstowi do monologu niż rozmowy. Druga jest jeszcze bardziej prozaiczna- to odpowiedź na pytanie Rozmówcy.

Oczywiście, jeśli chcesz, skasuję to, chociaż opisane tu rzeczy nie dotyczą przecież Ciebie…

***

Za długie siedzenie w moim „domu”, który de facto rzadko nim bywa, źle na mnie działa. Za dużo obcych dusz, które są nieproszone, szczególnie w części mieszkalnej. Części należącej do rodziny. Do rodziców. Do MNIE.

Czasami nienawidzę… to za ostre słowo. Przydałoby mi się wyrażenie „nienawiść napadowa, nie mylić z nienawiścią napadową niebezpieczną dla otoczenia”. Dlaczego? Ponieważ znajduje ona mur w moim umyśle, który póki co mocno stoi, więc niebezpieczna jest tylko dla mnie.

To już ode mnie słyszałeś, a kto jak kto, ale Ty dziur w pamięci nie masz, więc potraktuj to jako wstęp, proszę.

Dlatego właśnie pokochałam… znów za ostre słowo. Bardzo polubiłam te kolorowe, przykryte kurzem zmęczenia i pośpiechu gąsienice snujące się po ulicach mojego Miasta. Możliwe, że to dlatego, iż bardzo rzadko nimi się posługę. Teraz będzie częściej.

Próbny przejazd trzema takimi już miałam (nie ma krótszego połączenia od szkoły do domu) i dumna jak paw, że się nie zgubiłam, stanęłam w moim progu.

Podoba mi się to, że kiedy wchodzę w metalowe korpusy kolorowych gąsienic czas jakby się zatrzymuje.

Gdy idziesz ulicą niekiedy spoglądasz na twarze innych ludzi (lub innych stworzeń) jednakże wszyscy bardzo się gdzieś się śpieszą, nie wyłączając Ciebie. Wszystkie oczy, uszy, usta i nosy zlewają się w bezkształtną masę, która wypełnia luki w Twojej pamięci pomiędzy kolejnymi sprawami do załatwienia.

To bardzo ciekawe poobserwować różne, rysy, wyrazy, grymasy, uśmiechy… podobno oczy są oknami duszy. Chyba nie tylko one.

Można oczywiście i na polu zdrowych marchewek znaleźć… może nie zgniłą, ale zmodyfikowaną genetycznie. Oczywiście to nie powinno zacierać ogólnego dobrego wrażenia. Może to nie takie proste, lecz można to potraktować jako swoistego rodzaju grę „uczy i bawi”.

Po prostu czasami mam ochotę gdzieś pojechać, tak żeby nikt mnie nie znał, być sama, a jednocześnie wśród ludzi... odpocząć od nich, jednocześnie być blisko.

Drugi rodzaj samotności?

Oczywiście, że z kimś zawsze podróże są milsze, jednakże nie patrzę wtedy tak wnikliwie dookoła, a czasem potrzebuję tego.

Mój ulubiony nałóg.

Rzadko zdarza mi się pisać odpowiedź na czyjeś pytanie tutaj i w taki sposób. To dlatego, że już wcześniej chciałam opisać obie sprawy, ale słowa nie chciały się poskładać w zdania…
Poza tym znowu bezczelnie zniknęłam, ale chyba domyślasz się powodu. Na dodatek nie udało mi się stworzyć opisu Zielonego Smoka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz