26 maj 2006

Noc jest czarna, noc jest głucha...

▶ Odsłuchaj ten tekst

Nie pytajcie co to, bo sama nie wiem dokładnie.
Mi trochę to przypomina sen, ale to nie to.
Marzenia na jawie...?


Późna godzina. Wind właściwie nie wiedziała, która. Rozmyte ze zmęczenia obrazy mieszały się jak w wielkim tyglu i zamiast wskazówek na Dworcowym Zegarze (który udaje, że jest Big Ben'em) widziała złotobrązowe smugi, poruszające się z zawrotną szybkością.

Czując zimny powiew od uchylonego okna zawiązała ciaśniej ukochany szlafrok a'la śnieżna pantera i podeszła do tej nieszczęsnej dziury w ścianie przykrytej szybą.

Mrucząc pod nosem niezbyt pochlebne komentarze pod adresem zacinającej się rączki okna myślała cały czas o kakao, które właśnie stygło wystawione na pastwę chłodnego powiewu.

Nagle zobaczyła przez szparę w roletce przesuwający się ciemny kształt, który wyraźnie zmierzał w kierunku jej domu.

Okazało, że wcale a wcale nie jest zmęczona, a wzrok ma sprawny jak nigdy. Delikatnie odchyliła resztę roletki, by lepiej przyjrzeć się przybyszowi.

Niewiele było widać. Tajemniczy kształt wyraźnie omijał światła latarni. Wind dojrzała tylko to, że jest to człowiek z dwoma trójkątami (dziwną czapką?) na głowie. Całkiem wysoki.

To, co zrobiła potem zalicza się do nieodzownej głupoty bohaterki i autorka tekstu nie ponosi odpowiedzialności za tego typu praktyki Czytelników zainspirowane tą lekturą.

Zobaczyła jak człowiek ten zatrzymuje się przed bramką i nawet nie próbuje jej otworzyć, bo da się to wykonać tylko od "wewnątrz" i trzeba to zrobić w trzech krokach:

1. Pociągnąć do siebie
2. Nieco unieść
3.Odepchnąć delikatnie, acz stanowczo.

Wiedzą o tym tylko starzy bywalcy albo rodzina. A ten człowiek wyraźnie czekał, aż ktoś mu otworzy.

I tak, w porywie naiwności tudzież głupoty, Wind zbiegła szybko na dół, dopadła drzwi, i nawet nie dbając o zmianę obuwia popędziła w stronę bramki.
Wszystko przez ciekawość.

Dziwny człowiek nie rozpłynął się w powietrzu, stał cierpliwie przy bramce.
Wind zwolniła trochę bieg, tak, że przeszedł w truchcik, aż w końcu wygasł tuż przed bramką.

Niepewna swojego postanowienia rozmowy z nim zapytała nieco zachrypniętym głosem:

- Kim pan jest?

Człowiek uśmiechnął się. Nie widziała rysów twarzy zbyt dokładnie, ale dostrzegła wesoły błysk w jego oku.

- Po pierwsze, Wind- wyraźnie zaakcentował ostatni wyraz- nie wygłupiaj się i nie nazywaj mnie "panem". Mów mi jak zawsze.

Wind takie rewelacje nieco zaskoczyły. Usta w niepohamowanym zdziwieniu rozchyliły się trochę.

Po chwili bezsensownego wgapiania się w niewyraźną twarz wędrowca odzyskała głos i powiedziała stanowczo:

- Nie wiem, skąd mnie pan zna, ale ja sobie pana nie przypominam.

Ów "pan" westchnął głęboko, po czym szybkim ruchem ręki zdjął czapkę.
Wind spojrzała... te tajemnicze trójkąty nie były dziwnym krojem czapki. To były uszy. Kocie uszy. Nie plastikowe, nie na drucikach.

Prawdziwe.

Wind odetchnęła z ulgą.

Pomyślała: a więc to tylko sen. To tylko głupi sen. Znów jeden z tych nudnych?

Człowiek z kocimi uszami jakby czytając jej myśli powiedział tylko z szelmowskim uśmieszkiem, prawie mrucząc:

- Deszcz...

Faktycznie, zaczęło padać. W snach nie da się rozpoznać wody na skórze, prawda? Wind wyraźnie czuła każdą kroplę.

C.D.N 

Powiedzcie mi, proszę, czy chcecie czytać następną część. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz