28 maj 2006

Noc jest czarna, noc jest głucha... cz. II

▶ Odsłuchaj ten tekst

Wind popatrzyła się podejrzliwie na przybysza, po czym nagle... olśniło ją.
Znała tylko jedną osobę, która posiada kocie uszy i szwęda się po nocy...

Człowiek uśmiechnął się ciepło do niej, po czym zapytał:

- No, skoro już przypomniałaś sobie kim jestem, to chciałbym cię zaprosić do Bernardyna. Co ty na to?

Wind prawie podskoczyła. Skąd on wie, o czym myśli? To aż tak widać? Przecież to tylko jej Kot, zwierzątko domowe, w ludzkiej postaci.

- Em, czemu nie... a-ale, że niby tak o?- tym bardzo inteligentnym i zrozumiałym zdaniem wyraziła wszystkie swoje obawy.

- A czemu nie?

- No to ja... muszę się przebrać!- Wind uświadomiła sobie nagle, że stoi na deszczu tylko w pidżamie i narzuconym na nią szlafroku.

- Aj, cudujesz! Twój strój wygląda lepiej od niejednej kreacji stałej bywalczyni wieczorów u Bernardyna! Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie one czasem wkładają obrzydliwe halki swoich pań...- Kot skrzywił się, zniesmaczony samą myślą.

- To co to ma być? Pidżamaparti?

- A skąd! Po prostu takie ludzkie wdzianka są bardziej przewiewne.

W tym momencie Wind zauważyła, że Kot ma na sobie faktycznie coś o dziwnym kroju. Szerokie spodnie i koszulę... przecież to pidżama taty!

- Dziwne macie te zwyczaje... no ale dobra, idę.- podjęła ostateczną decyzję. Ciekawość zwyciężyła.

Kot jak prawdziwy dżentelmen przeskoczył lekko przez płot, otworzył furtkę i teatralnym gestem zaprosił do przejścia Wind.

Idąc w stronę domu Bernardyna (po drugiej stronie placyku) Wind próbowała lepiej przyjrzeć się ludzkiej formie Kota. Nie udawało jej się to zbytnio, a na dodatek w jej głowie kłębiły się setki pytań, na które i tak nie dostanie odpowiedzi, przez co czuła się naprawdę niepewnie.

Obeszli główne wejście domu i poprzez krzaki, i insze zielsko dotarli do budy Bernardyna.

Zatrzymali się przed wejściem, a Kot wystukał na drewnie dziwny rytm. Odczekali chwilę, po czym zapaliło się słabe światełko wewnątrz, a Kot podał Wind ramię i nawet się nie schylając przeszli przez wierzeje budy.

Po tym Wind stwierdziła, że nic już jej nie zdziwi.

Weszli do obszernej sali, bogato zdobionej i oświetlonej chyba samym migotaniem świecidełek.

Kiedy Wind oderwała już wzrok od opływającego złotem sufitu zobaczyła, że sala ta jest pełna różnorakich rozrywek, od stołów bilardowych, poprzez kręgle, „jednorękich bandytów” i ruletkę, po automaty, których zastosowanie nie jest do końca jasne.

Najdziwniejsze w tym wszystkim była chyba pustka jaka tam panowała. Tylko na samym środku przestronnego pomieszczenia przy najzwyklejszym czteronożnym stoliku siedziało kilka osób.

Kot zaczął objaśniać szeptem kto jest kim:

No więc tak... ta kotka w koronkowej, różowej halce to Siostra, a z po prawej siedzi jej syn, Czarny. Z nimi lepiej nie rozmawiać, paskudne towarzystwo. Obok Czarnego siedzi Rudy, świetny facet, potem ta psia ofiara, Mundek, a tuż przy nim Bernardyn z żoną.

Przez cały czas, kiedy Kot skupiał się, żeby nikogo nie pominąć Wind starała się porządnie przyjrzeć jemu, a tylko kątem oka zwracała uwagę na wymieniane osobistości.

Czarne jak heban włosy (z których wystawały podobne w kolorycie kocie uszy) były związane w krótki „kucyk”, tylko jeden kosmyk odstawał od reszty, opadając na twarz, kolorem również- był śnieżnobiały. Głębokie, żółtozielone oczy wpatrywały się w opisywane jednostki zwierzęce.
Był... przystojny, o ile można tak powiedzieć o kocie.

Kiedy Kot skończył swoje wywody podszedł do stolika ciągnąc za sobą Wind. Wszyscy się ze sobą elegancko przywitali, Kot nawet pocałował w rękę żonę Bernardyna i znienawidzoną Siostrę, a Wind została przyjęta do grona graczy w pokera zupełnie bez zastrzeżeń, nikomu nie przeszkadzało nawet to, że nie umie grać w pokera.

Faktycznie gra, która była tam rozrywką była daleka od pokera nawet dla takiego laika jak Wind.

Karty walały się po stole bez składu i ładu, każdy brał tę, która akurat była pod ręką, poczym wykładał ją na środek. Po chwili któraś z nich zostawała okrzyknięta „pokerką” i osoba, która ją wyłożyła przegrywała-  musiała zdwoić stawkę (porcje szynki).

Wind próbowała nadążyć za tempem gry i chyba nieźle jej to wychodziło, bo tylko dwa razy zwiększała porcję szynki, która najpewniej pochodziła z jej kuchni.

Wydawało jej się, że gra jest coraz szybsza... już nawet nie wiedziała, która karta jest jej. Na dodatek inni bez żadnych problemów oprócz grania konwersowali wesoło, co jakiś czas mówiąc coś a’propos gry, próbowali również rozmawiać z Wind, a ona starała się im odpowiadać, chociaż sama już nie wiedziała komu i na co odpowiada. Jedyne co jeszcze zrozumiała to komplement i pytanie Siostry:

-Jaki śliczny szlafrok! Taki... koci. Gdzie go dostałaś? Muszę mojej pani podrzucić reklamówkę tego sklepu...

Pojęła jeszcze komentarz do jej gry wygłoszony przez Bernardyna:

-Moja droga, spróbuj grać  nieco szybciej. Nawet nie wiesz jak szkodliwe może być wolne granie! Kiedy ja byłem w...- tu wypowiedź została przerwana przez wrzask Rudego:

- Pookeerka! Masz pokerkę, Mudek! Ha!- wyszczerzył się przy tym do zdenerwowanego psa.

Jednak Bernardyn nic sobie z tego zamieszania nie robił i dalej snuł swoją opowieść.

W końcu Wind zaczęło się kręcić w głowie, oczy przysnuła mgiełka zmęczenia, o ona sama myślała już tylko o ciepłym łóżku, z dala od tego rejwachu. Przestała już odpowiadać na zaczepki graczy, karty wypadły jej z rąk, a głowa osunęła się na stół...

***

Wind leniwie otworzyła oczy i tuż przy swojej twarzy zobaczyła kocią mordkę. Zrzuciła bezczelnego intruza, który ją obudził, a ten fuknął obrażony i z uniesionym dumnie ogonem oddalił się do kuchni.

Dziewczyna wstała i zdziwiła się, kiedy okazało się, że spała w szlafroku. Musiałam być strasznie zmęczona, pomyślała. Śladami swojego Kota poszła do kuchni.

Z lodówki wyjęła metalowy pojemnik ze swoją ukochaną szynką „Morlinki”, ale kiedy go otworzyła okazało się, że jest pusty. No nie, przecież wczoraj byłam po nią w sklepie! –pomyślała i wyraźnie poirytowana sięgnęła po Czekodżem. Słoik był pełny po brzegi, więc miała co jeść.

- To może jeszcze na stole będzie leżeć karta do gry, co?- nie wiadomo czemu zwróciła się do Kota, a ten przekrzywił tylko głowę w wyrazie najwyższego zdziwienia.

Jednak żadnych kart nie uiściła, a dzień minął całkiem zwyczajnie.

Kiedy zbliżył się wieczór, a Wind zapomniała już treści snu, z czystej nudy obserwowała ciemną uliczkę przez szparę w roletce. Jednak jedyne co zobaczyła to najzupełniej kocią sylwetkę, która z jej domu przemykała się do posiadłości, której właściciele mieli ogromnego psa- bernardyna.

I tak, rozmarzona, co jej kot może tam robić i gdzie właściwie się przemyka, słuchała piosenki, której słowa bardzo jej pasowały w tym momencie:

„Nigdy nie powiem ci, nie powiem ci, jak to jest, kiedy nocą włóczę się...”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz