Sala. Nie powiem, że wielka, może raczej przestronna. Wielki Tłum i Wielki Hałas połączony z pluszowo zaminowaną podłogą, na której rozsiadł się Tłum i jak hydra każdą swą głową wzywał niedokońcawiadomoco.
Zaczął się ostrzał.
Ja i Demon bezpiecznie schronione na podeście podokiennym. Docierna, Pluszak i Skrywająca gdzieś tam, hen, na pluszu, razem z Uśmiech i Łagodną. Blisko ogniska zagrożenia.
Ale to jeszcze nic. Samo w samym środku kieszonkowego piekła razem z trzema innymi kamikadze.
Teraz czas na oprawcę. Dziadek Mróz we współpracy z Biopanią. Niezawodne, samonaprowadzające się, białe, płaskie pociski ze śmiertelną dawką literek na powłoce.
Kiedy minęła już pierwsza godzina mózgowej wojny jeden z Tłumu odważył się przeszkodzić w ceremonii.
Och, cóż to było za nierozważne posunięcie. Dziadek Mróz swym szóstym zmysłem, zwanym również belferskim, natychmiast wykrył jego zachowanie. Wtedy powiedział:
- No, Jasiu*, to teraz zapraszamy na środek.
Jaś przetoczył spłoszonym wzrokiem po reszcie Tłumu, jednak ten skłonny do pomocy nie był, po tym jak Jaś z "Jednego z Tłumu" stał się "Jasiem". Chcąc, nie chcąc, Jaś powłócząc nogami wyszedł na tak bezlitośnie środkowy środek.
Dziadek Mróz otoczył go przyjaźnie ramieniem i spytał:
- To teraz pytanie za sto punktów. Powiedz, co tu się właściwie dzieje?
- Nooo tegoooo- przedłużając głoski zaczął swą wypowiedź Jaś- chyba ostrzał jest, nie?
- Tak, brawa dla tego pana!- tu rozległy się gromkie brawa Tłumu, który już chyba wybaczył Jasiowi wyłamanie się z niego.
- Teraz następne pytanie, trochę trudniejsze.- powiedział Dziadek Mróz, a uśmiech z twarzy Jasia spełzł natychmiast- O czym jest ostrzał?
-A o czym może być, ten tego?- wysilił się na żarcik Jaś, przy głupkowatym śmiechu, za który z niejasnych do końca powodów, dostał wielkie brawa.
- No, pięknie, bardzo dobrze!- pochwalił go bez cienia ironii Dziadek. No może prawie bez cienia ironii, a jak wiadomo "prawie" robi wielką różnicę.- To teraz ostatnie pytanie. Co najbardziej utkwiło panu w pamięci z całej tej imprezy?
- Czarny worek!- tym razem bez chwili zastanowienia odpowiedział Jaś.
- Czarny worek i nowo napisana piosenka [na potrzeby ostrzału] "Sprzątaj po pupilu", dobrze kojarzę?
-Tak!- entuzjastycznie odpowiedział, a właściwie odkrzyknął Jaś.
Tutaj scena się urywa albowiem zapadłam w sennotrans, który trwał do końca spożywania torebki kamyczków.
Kiedy już się obudziłam, a właściwie obudzono mnie, zostałam zaciągnięta do pracy przy szarej płachcie, fioletowej foce, kolorystycznych patyczkach i krasnoludkach, które apelują do moralności deptaczy trawy. Ale to już całkiem inna historia...
*Anonimowe dla mnie osobistości będę nazywać Jasiem i Małgosią, na wzór profesora chemii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz