6 maj 2006

Miasto pełne dobrych myśli serc

Wstęp

Pierwszy raz w jednej notce umieszczam dwie części, ale jak palce jednej ręki jest to całość i choćby bez jednej z nich nie jest już tak sprawna.
Miłej lektury i oglądania :)

Miasto pełne dobrych myśli serc- część pierwsza.

Raz w leeewo, raz w praaawo głowa wędruje.
Leniwie rozłożona na niebieskim podeście z poduszkami idę za nowym trendem słuchania Pana Od Zdarzeń i od niechcenia odwracam się w stronę, którą wskazuje słowami przez trzeszczącą szczekaczkę.

Na lewo beczki, na prawo beczki, idziemy dalej, prosze wycieczki!- tego nie lubię.

Tak sobie myślałam- byłam już w Mieście z pięć razy na pewno. Według papierkowej wyroczni mam po raz en-ty oglądać te same stare ściany, zaśniedziałe mechanizmy i miniaturowe domki. Wszystko pięknie, podróżować lubię. Co tam, że będziemy wędrować po Mieście przez ponad osiem godzin z dwoma odetchnięciami.

Kiedy wkroczyliśmy na ulice Miasta poraziła mnie nie uroda staroci, lecz ilość Tych Innych.
Ortodoksyjni Żydzi, geje, czarni, żółci, śniadzi... kolory wirowały mi przed oczami. Nikt tu się nie chowa, nikt nie boi się być sobą, jest tak... tak... miło.

Ni stąd, ni z owąd zaskoczenie w oczach Panów z Grupy prysnęło jak bańka mydlana. Z wielkim hukiem.

Pedały, czarnuchy, pink rulezzz, Żydzi, żółtki, czy wy wogóle chłopakami jesteście...!

Tak, tak, dzikie zwierzęta zabijają albinosów, chorych lub zmutowanych, ponieważ tacy zwracają uwagę drapieżników na stado.

Ale czy my żyjemy w dżungli? Chyba tak. W porównaniu z Miastem jak najbardziej. Przynajmniej tak się poczułam. Z jednej strony krew mnie zalewała gdy słyszałam te odzywki *, a z drugiej sama byłam pod wrażeniem tolerancyjności. Tylko, że ja nie wytykałam palcami i nie wykrzykiwałam obelg. Nie ze względu na strach, w końcu w grupie siła. Z tej prostej przyczyny, że ja byłam tymi odważnymi kolorami zafascynowana w pozytywny sposób.

Czułam się jak w pułapce. Z kleszczy Grupy się nie wydostanę, nie ma szans. Przez to byłam traktowana na równi z Panami z tejże Grupy. Nie broniłam wyzywanych, poczułam się tchórzem. Zwykłym tchórzem, który słucha tylko instnktu przetrwania.

Właściwie w tym momencie słyszę w głowie dwa głosy- pierwszy mówi:

Dlaczego bierzesz to tak mocno do serca? Przecież nie możesz odpowiadać za starszych od siebie Panów! To w końcu działka Opiekunów.

A drugi kłóci się z pierwszym:

Mogłaś coś zrobić! Jeśli sama nie miałaś odwagi nic powiedzieć, to po nieudanej interwencji Opiekuna mogłaś go pogonić do dalszego działania...!

I który ma rację?

Jeszcze bardziej moje samopoczucie pogorszyło spojrzenie jednego z wyzywanych. Nawet jeśli nie rozumiał słowa z okresleń kierownych pod jego adresem, na pewno pojmował ich sens. Sens wyrazów wykrzyczanych mu prawie w twarz przez powykrzywiane przez nienawiść mordy.

Najpierw rozszerzyły mu się oczy. Potem zdziwienie urosło do potęgi, rozychylił usta. Wiódł za Grupą wzrokiem przez dobrą chwilę. Nie było w tym grymasie ani krzty złości. Raczej zdziwienie, zaskoczenia, zniesmaczenie... sama już nie wiem co. Ale nie nienawiść.

Nigdy tego nie zapomnę.



* Tutaj miały być niezbyt przychylne epitety pod adresem Panów z Grupy, ale się powstrzymam.Chociaż nawet teraz najchętniej kupiłabym magiczny patyczek i zamieniłabym miejscami Panów z Grupy z Tymi Innymi. Gdy już skończyły by się pomysły na epitety pod ich adresem przywróciłabym im dawne ciała. Ach, jak dobrze!

***

Anioł Stróż- część druga.

Siedząc w dziwnoksztaltnej sali starałam się wybrać coś na małe co nieco, w miarę jadalnego.

Rozpoznawanie potencjalnego pożywienia podzieliłam na stopnie:

1. Nie wygląda jak karma dla kota.

2. Nie ma na sobie żadnych nalotów (białych, zielonych i niekreślonego koloru również).

3. Nie pachnie stęchlizną.

Gdy któryś z trzech- czterech produktów wystawionych na desce spełniło powyższe wymagania zabierałam się do konsumpcji.

Właśnie kiedy porwałam dwie miniaturowe kromki i zaczęłam je smarować maślano podobnym produktem Pluszak prawie wsadziła palec w mój chlebek, a dokładnie część przyskórkową.

- Co to ma być? Całe brzegi masz suche, dosmaruj je!

Nie odpowiedziałam i nie posmarowałam. Wtedy metalowo płaski przedmiot wyrwała mi Docierna ze słowami:

-Jak sama nie chcesz, to ja pomogę!

I zaczęła, wyciągając się przez całą rozciągłość deski, smarować mi chlebek. Kiedy już mnie odetkało odzyskałam swoją metalowo płaską własność.

Kiedy skończyłam z maślano podobnym produktem postanowiłam przyozdobić kanapkę żółtym plasterkiem.

Zadowolona zaczęłam już zawijać w białą płachtkę moje kulinarne dzieło, kiedy wyrwała mi je Demon, dołożyła drugi plasterek i stwierdziła:

- Gdybym ci pozowliła na jeden, to byś się wogóle nie najadła!

I tym oto sposobem miałam trzy nadopiekuńcze mamusie.

Potem Docierna stwierdziła, że jest jak mój Anioł Stróż z tym dbaniem o mnie. Po chwili zastanowienia powiedziała jednak, że jest na tę rolę za mało anielska i zaproponowała mi podzielenie się tym zadaniem- otóż ja będę jej Aniołem, a ona moim Stróżem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz