10 kwi 2006

anioł czy Anioł?

Dzisiaj napisałam dłużej niż zwykle. Mam nadzieję, że 2,5 godziny pisania nie zdały się na marne. Osoba-narrator jest w formie męskiej, nie pomyliłam się. Ogółem rodzaj opowieści. Abstrakcja stuprocentowa.

***

Co to może być?- to pierwsze pytanie, które sobie zadałem, przeglądając zwyczajnie wyglądającą książkę. Najdziwniejszą sprawą było to, że jej tytuł wydawał mi się dziwnie znajomy. Coś sobie przypominam... już wiem! Opowiadał mi o niej mój przyjaciel! Mówił, że jeśli kiedykolwiek na nią trafię mam ją spalić nie czytając zawartości. Podobno czyhają w niej jakieś złe moce... Myśl o "złych mocach" wydała mi się raczej śmieszna, bo jak zwykła księga może być tak groźna?
Otworzyłem z ciekawością na stronie tytułowej. Jakaś dama wychylająca się z wieży, obok niej dziwny, pokryty zielonymi łuskami stwór. Trochę dalej widać postać na koniu. Wszystko to w ślicznej ramce imitującej winorośl. Przerzuciłem następną kartkę i zacząłem czytać. Cóż to były za przygody! Sam chętnie przeżyłbym cos takiego!...
Nagle usłyszałem kroki... o nie! Zapomniałem o dzisiejszych sprawunkach, cały dzień zleciał mi na czytanie tych tajemniczych opowieści...
Wcisnąłem książkę w jakiś kąt i zastanawiałem się co powiem na usprawiedliwienie swojego nieróbstwa...

***
  
Kilka dni później po przeczytaniu całej tej książki, opowiedziałem o swoich zamiarach swojemu przyjacielowi.

-Po co pchasz się tam?! Nie wiesz, że stamtąd już tu nie wrócisz, głupcze?- pierwszy raz widziałem go tak wściekłego. Toczył po mnie dzikim wzrokiem, jakby chcąc zmusić mnie, żebym został.  Zacząłem się zastanawiać po co właściwie mu to mówiłem... chyba w chwili naiwności pomyślałem, że mnie zrozumie.

-Nie pozwolę ci, słyszysz?!- tym głośnym szeptem wyrwał mnie z rozmyślań

- Co ci strzeliło do głowy! Wiesz ilu z nas straciliśmy w ten sposób?!- nagle głos mu się załamał, i następne zdanie było już wypowiedziane szeptem
- Proszę, nie odchodź...

Muszę się przyznać, że mnie to wzruszyło. Może dlatego wypowiedziałem obietnicę, której nie spełniłem...

-Dobrze, już przekonałeś mnie. Przysięgam, że nie odejdę...- wtedy poczułem jakby ktoś rozrzedził powietrze. Ciężka atmosfera minęła. Wziął mnie w objęcia, kryjąc łzy. Pomyślałem, że lepiej by było gdybym nic mu nie mówił. Co ja sobie wyobrażałem?

***

Noc, mimo burzy była cicha i spokojna jak zwykle tutaj.  Patrzyłem przez chwilę na gwiazdy i pomyślałem o nim. Najpewniej zmartwi się tym co zrobię, ale jaką będzie miał minę jak tu powrócę! Sam będzie chciał się tam wybrać, a pójdę z nim jeszcze raz.
Przerwałem swoje marzenia i udałem się w kierunku szczeliny, którą wcześniej upatrzyłem. Cichutko, prawie pełzając, zbliżyłem się do niej. Nerwowo się rozglądałem, a jeśli ktoś jeszcze nie śpi? Ostatni raz spojrzałem na rodzinne miejsce i wtedy ogarnęła mnie fala strachu. A jeśli on ma rację? A jeśli nie wrócę?...
Nie,- powiedziało coś w mojej głowie- Nie bądź tchórzem! Przecież zawsze chciałeś przeżyć przygodę!
Faktycznie od chwili przeczytania tej zakazanej księgi nie myślałem o niczym innym... Teraz już za późno na wycofanie się!

Prześliznąłem się przez szczelinę i zacząłem łagodnie opadać...

***

Obudziły mnie jakieś głosy, na początku niewiele mogłem zrozumieć, docierały do mnie tylko urywki zdań
-....skąd on....

-..a może to....

-...jak....

Ktoś mną potrząsnął
- Hej, mały dobrze się czujesz?

Z trudem otworzyłem oczy i wychrypiałem:
-Chy...chyba tak....

-Co się stało?- inny głos, poczułem w nim troskę.

-Spadłem...-odpowiedziałem zgodnie z prawdą

-Ale skąd?- zapytał pierwszy głos. Teraz zobaczyłem: to był mężczyzna, obok niego stała kobieta, a obok niej dziewczynka. Prawdziwi ludzie! Myślałem, że trochę inaczej wyglądają...
Odpowiedzią na ostatnie pytanie wyręczyła mnie dziewczynka

- On spadł stamtąd! -powiedziała wskazując na niebo

-Tak, oczywiście kochanie- powiedziała kobieta- No cóż,- powiedziała odwracając się do mężczyzny-  najbliższe drzewo obok tej drogi jest chyba od niej oddalone o jakieś 100 metrów, to niemożliwe żeby...
Mężczyzna przerwał jej
-Możliwe, że spadł z wozu z sianem, chciał pojechać na gapę, zasnął i już!

-W takim razie trzeba sprawdzić, czy ma całe kości- odpowiedziała kobieta

Zanieśli mnie do... to chyba ludzie nazywają domem? Tylko, że ten był... jak oni to określili? A, tak! Na wsi!
No i jeszcze się przedstawili... rodzina Okoner, kobieta nazywała się Marzena, dziewczynka Gosia, a jej ojciec Maciej.
Opiekowali się mną przez najbliższe dni, a słyszałem, że ludzie to takie potwory...Ciekawe, jaką minę będzie miał mój przyjaciel jak mu o tym opowiem!

***

Po pewnym  czasie, kiedy uznali, że mogę już jechać do... miasta, wsadzili mnie do dziwnej szarej puszki i pojechałem.
Zabronili mi się oddalać i wchodzić  na pewną uliczkę, bo tam grasują przestępcy... to chyba jakaś odmiana psów.

No a ja oczywiście musiałem te dziwne i niebezpieczne psy zobaczyć. To będzie zupełnie jak z mojej książki! A może nawet tak jak w niej mają zielone łuski?

Kiedy już miałem tam wejść, Gosia pociągnęła mnie za rękaw, mówiąc przy tym:
-Nie idź tam! Bo cię wezmą i nie oddadzą, a jesteś moim braciszkiem, nie chcę żeby cię zabrali!

Wtedy mnie coś tknęło. Ci ludzie byli dla mnie jak rodzina, nie chcieli żeby coś złego mi się stało. Ale z drugiej strony, kiedy pomyślę o tym co czytałem w książce... ta odwaga, dobre zakończenie najniebezpieczniejszych nawet przygód....

-E tam, nic mi nie będzie!- odpowiedziałem jej hardo

-A jeśli będzie? Nie idź tam- powiedziała trochę urażona, potrząsając czarnymi loczkami. Przytuliła się do mnie. Na chwilę zalała mnie ciepła fala i odwzajemniłem uścisk, ale po chwili oprzytomniałem, wyrwałem się jej i wbiegłem na zakazaną uliczkę.

***

Kiedy zabrakło mi tchu- dziwne, nigdy czegoś takiego nie czułem- zacząłem iść i szedłem, aż jakiś nieprzyjemnie pachnący człowiek mnie zatrzymał.

- Cześć mały, może wstąpisz do naszej paczki co? -złapał mnie za rękę tymi swoimi brudnymi łapskami. Wyrwałem mu się i zacząłem uciekać.

-Gdzie leziesz?!- wołał za mną- Wracaj tu gówniarzu! I tak cię złapię...

I złapał, po czym coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę. Zamroczyło mnie. Upadłem....

Obudziłem się w jakiejś obskurnej norze.

- Jak myślisz, ile za niego dostaniemy?

- Nie bądź głupi, ona należy do Okonerów, to biedacy. Ale nowy posłaniec by się przydał...

- Chyba masz rację. Ale przyuczy się on chociaż?

- Jak nie, to wiesz...

I  oba głosy wybuchnęły obrzydliwym śmiechem.

***

Niedługo potem dowiedziałem się kto to "posłaniec". Miałem przynosić cenne rzeczy zagarnięte innym ludziom. Jeśli się sprzeciwiałem, bili mnie i obrzucali wyzwiskami, a nawet głodzili.
Nie miałem wyjścia... Musiałem to robić, żeby przeżyć...
W najgorszych chwilach myślałem o tych ludziach, którzy mnie przygarnęli.Co ja najlepszego zrobiłem?! Stąd nie da się uciec już próbowałem i srogo za to zapłaciłem. Tak chciałbym do nich wrócić!

***

Czułem się coraz gorzej... Coraz częściej opadałem z sił, nie mogłem oddychać, a wszystkie blizny, jakie mi "podarowali" dokuczały mi coraz bardziej.

Tak minęło kilka lat.

Już nie myślałem, tylko instynkt przeżycia był jeszcze we mnie... Sam już nie wiem co się ze mną działo....

***

Pewnej nocy, w rocznicę prześliźnięcia się przez szczelinę, poczułem rwący ból na plecach, przy łopatkach. To było nie do zniesienia! Ale chwila... To nie były blizny, ani świeże rany....

To były moje skrzydła...

Nie zwracałem na to uwagi, ale przez prawie cały czas mojego pobytu tutaj, coraz bardziej marniały, liniały, szarzały, aż w końcu zaczęły gnić.
Gnić i powoli odpadać. Dziś dopiero zauważyłem, bo odpadało już ostatnie, przegnite zresztą doszczętnie piórko....
Co to był za ból!
Zacząłem wrzeszczeć... Ludzie uciszyli mnie natychmiast tymi swoimi sposobami...

***

Dziś piszę to w formie... testamentu? Raczej nie.
Stało się to, co tak przerażało mojego przyjaciela. Już tam nie wrócę. Nie mam jak. Nie mam skrzydeł.
Snuję się po tej obrzydłej mi ziemi jak mara. Nie jestem  człowiekiem, nawet jego cieniem. Jestem wrakiem.
Niedawno widziałem Gosię. Wyrosła na ładną panienkę... Tak ślicznie się śmieje... Gdybym tylko wtedy usłuchał...
Teraz już za późno.
Wiem już, że będę snuł się tu tak długo, aż całe moje ciało nie zgnije i nie rozłoży się na części, a nawet wtedy nie będę mógł wrócić- jestem tu uwięziony.
Mam nadzieję, że chociaż te słowa dotrą Tam...
Wybacz mi przyjacielu! Gdybym wtedy usłuchał...

***

I tak z Anioła stałem się aniołem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz